Jak tu nie wierzyć w porzekadło, że ściany pomagają gospodarzom. 4 tysiące widzów zgotowały piekło gdyńskiej Arce, koszykarze gospodarzy postanowili do tego dołączyć i Anwil wydłuża serię półfinałową, wygrywając 87:79. Na długo zostanie zapamiętana ostatnia minuta – gospodarze nieprawdopodobnie walczyli, goście spektakularnie pudłowali. W efekcie gdynianie prowadzą już tylko 2:1. Nie wystarczyło 21 punktów Jamesa Florenca – publiczność na Kujawach wyjątkowo deprymowała MVP sezonu zasadniczego.
CAŁY WŁOCŁAWEK ŻYŁ NADZIEJĄ
Sezon się jeszcze nie kończy – taki tytuł nadano broszurze przedmeczowej. Jeśli ktoś nigdy nie był na którymś z ważnych meczów Anwilu, to musi się wybrać. Na 19 minut przed rozpoczęciem spotkania, gdy pupile miejscowej publiczności wybiegli na parkiet, rozległy się brawa, które chciałby usłyszeć każdy koszykarz. Każdy. Tak doniosłe, tak automatyczne, a przecież trybuny w hali wypełnione były jeszcze wówczas zaledwie w połowie.
I nie chodzi o sympatie lub antypatie, tylko o fakty. Próżno szukać kibicowsko gorętszego miejsca na koszykarskiej mapie Polski. Tam zaangażowani emocjonalnie są kibice, działacze i… spiker, który rozpoczął słowami: „Ladies and gentleman… Czy pamiętacie państwo mecz, w którym na wyjazd koszykarski przyjechało ponad 1000 kibiców gości? Zrobiliście to, wielkie brawa”.
Patos wielki, ale osobliwy i imponujący. Zaczęło się ogłuszającą syreną zwiastującą, że rzut sędziowski wygrała Arka. A potem po premierowej trójce Lichodieja na stolik dziennikarski poleciały dziesiątki karteczek w formie confetti. Atmosfera ucichła tylko na chwilę – Hala Mistrzów zamarła po tym, jak kontuzji kostki doznał środkowy Arki Robert Upshaw. Wiele wskazuje na to, że w tym sezonie Amerykanin już nie zagra. Pierwsza kwarta była popisem rzutów trzypunktowych obu zespołów (łącznie 8 udanych prób), a górą tej odsłony nieznacznie Arka 24:21.
JAK NA MISTRZÓW PRZYSTAŁO
Gospodarzom w drugiej kwarcie udało się zniwelować przewagę Arki pod koszem, coraz częściej trafiali podkoszowy Lichodiej i rzucający Broussard. Nagle, z niewielkiej przewagi Arki, zrobiła się spora Anwilu. 45:36 – to w rywalizacji play-off obu drużyn było pierwsze tak znaczące prowadzenie włocławian.
Do tego momentu Arka nie imponowała, a jej niemoc dobrze obrazowała statystyka asyst – zaledwie 8 przy aż 19 graczy Anwilu po trzech kwartach. Wynik punktowy był jeszcze gorszy – Arka przegrywała 57:65, a mowa ciała koszykarzy z Trójmiasta raczej zwiastowała jeszcze większe kłopoty, niż znalezienie antidotum na ich rozwiązanie.
HALA MISTRZÓW VS MVP
Włocławskiej publiczności udawało się to, co wcześniej przez wiele tygodni nie wychodziło wielu znakomitym obrońcom ligi – zdeprymowanie Jamesa Florence’a. Amerykanin wprawdzie jak zwykle sporo punktował, ale spudłował ponad 2/3 oddanych przez siebie rzutów. Na prowokacyjne „MVP, MVP” rzucane przez prawie 4 tysiące widzów odpowiadał ironicznym biciem braw i kolejnymi pudłami. Chyba go to dotknęło. Trafił jeszcze trójkę na dwie minuty przed końcem, ale gospodarze odpowiadali tym samym.
Rywalizacja zostaje więc we Włocławku i jeśli ponownie zgrany duet stworzą gracze Anwilu i ich nieprawdopodobnie nakręceni fani, to o zakończenie rywalizacji w 4 meczach będzie niezwykle trudno. Kolejne spotkanie w czwartek o 17:45. 3. mecz półfinału Energa Basket Ligi: Anwil Włocławek – Arka Gdynia (21:24,22:12, 20:21, 22:22)
Punkty dla Anwilu: Czyż, Simon11, Piątek0, Broussard 16, Almeida13, Wadowski 0, Łączyński 2, Zyskowski 16, Ignerski 4. Michalak 0, Szewczyk 11
Punkty dla Arki: Florence21, Bostic 19, Szubarga3, Ginyard 10, Ponitka 1, Łapeta 2, Wołoszyn 10, Kamiński 0 , Garbacz 0, Dulkys 8, Upshaw2, Wyka 3
Paweł Kątnik