– We don’t like problems – powiedziała śmiertelnie poważnie recepcjonistka w hotelu, kiedy tłumaczyliśmy jej zawiłości związane z rezerwacją. Wystarczyła jednak chwila, by powagę zastąpił uśmiech, a skupienie żart. Koledze, który musiał spać w awaryjnym pokoju, wypisała karteczkę z darmowym kieliszkiem wina. Takie zadośćuczynienie za nocne „We don’t have normal room for you, because it’s late”. Tak oto powitała nas deszczowa Dania – 13 stopniami Celsjusza i problemami natury technicznej.
3 kilometry dzielące hotel, w którym śpimy, od stadionu Brøndby, pozwala lepiej poznać obie dzielnice z perspektywy 30-minutowego spaceru. Glostrup to typowa sypialnia Kopenhagi z jednorodzinnymi domostwami ludzi wstających rano, by zdążyć do korporacyjnych dzielnic stolicy na 8:00 do pracy. Już godzinę później na chodnikach nie ma tu żywej duszy, widać tylko narodowe flagi (podobno wedle tradycji, na noc zdejmowane z masztu). Wszystko tutaj uderza porządkiem i schludnością, która jednak różni się i od tej niemieckiej, i znanej w pozostałych krajach Skandynawii. Domy, choć każdy inny, wydają się takie same. Czerwona, równo położona cegła i wszędobylskie trawniki – nieistotne, czy rozmiarów 2×2, czy też długie, ciągnące się przez wielkopowierzchniowe posesje, zawsze perfekcyjnie przystrzyżone i równe.
ZAMIENIŁ STOLARKĘ NA ULOTKI
Na skraju Glostrup i Brøndby zgrabny słupek i tablica graniczna informują, że oto przekraczamy granicę obu miast. Można powiedzieć, że z przytupem, bo wreszcie mija nas człowiek. Bluza przypominająca polskie barwy narodowe, gdy odkrywa środkowy element, symbol Polski Walczącej – nie mamy wątpliwości.
To Krzysiek. Ma około 40 lat, przyjechał spod Bydgoszczy i pracuje w Danii od 6 lat. Wcześniej, w czasach przed emigracyjnych, był stolarzem, ale zarobki skłoniły go do zmiany kraju zamieszkania. – Roznoszę ulotki – mówi z ironicznym uśmiechem, zdradzając że to nie szczyt jego marzeń. – Żyje się tu w miarę dobrze, lepiej niż w Polsce. Jakim narodem są Duńczycy? Dobrym. W miarę spokojnym. A co mówią o Polakach? Różne są sytuacje, niektórzy myślą, że jesteśmy złodziejami, bandytami, ale większość z nich jest dla nas dosyć tolerancyjna.
Ożywia się dopiero pytany o Kopenhagę. – Tam to jest kocioł! Wiadomo, różne narodowości i ciężko się pracuje z takimi ulotkami. Ceny w sklepach? Życie jest bardzo drogie. Chleb – 8 zł. Ale o dziwo piwko bardzo tanie, takiego pilsnerka można dostać już w przeliczeniu za 1,50 zł – opowiada.
Raz na 3 miesiące Krzysiek zjeżdża do Polski odreagować trudy emigracyjnego rzemiosła. – 3 tygodnie odpoczynku. Także najpierw trochę zarobić za granicą, potem trochę poszaleć w Polsce. I wracać. Bo tutaj jest lepiej. Można być wolnym, nikt człowieka nie kontroluje, nie sprawdza, nie nakazuje co ma robić.
To był zresztą wyjątkowo polski dzień w drodze na stadion Brøndby. Nieopodal obiektu poznajemy charakterystyczny znaczek Orlenu na niebieskich koszulkach młodych piłkarzy. Na polskie okrzyki reagują z entuzjazmem. – Przylecieliśmy wczoraj samolotem. Jesteśmy w trakcie turnieju Brøndby Cup, w którym występują drużyny z Anglii, Czech, Polski, Danii i kilku innych krajów – powiedział trener zespołu z Krosna, tamtejszego Beniaminka.
KIBICUJEMY, HARASLIN!
Będąc pod wrażeniem tutejszych warunków treningowych, szkoleniowiec pokazuje nam mapkę z liczbą prawie 30 boisk treningowych. – Tych boisk było tak wiele, że ciężko znaleźć to właściwe – śmieje się trener. – U nas to się dopiero rozwija, kluby z Ekstraklasy dopiero zaczynają budować fajne obiekty, nie wiem czy jakaś polska drużyna ma 27 boisk z piękną trawą w fajnym miejscu. O meczu Lechii, który nazajutrz, wiedzą, ale w jego trakcie będą mieli swoje rozgrywki. – Kibicujemy oczywiście Lechii, jeśli uda nam się szybko skończyć mecz, to będziemy chcieli zobaczyć w telewizji spotkanie – deklaruje trener. A 15-letni zawodnicy dodają: Haraslin, on jest w Lechii najlepszy.
ŻÓŁTA KARTKA DLA DUŃCZYKÓW
Niestety Dania to nie tylko piękne obiekty i przyjemna pani w hotelowym lobby. Korzystając z życzliwości drużyny z Krosna, odbieramy ich Wi-fi w budynku dawnej szkoły. Nagle wywiązuje się sprzeczka pomiędzy Duńczykami a opiekunami młodych piłkarzy Zagłębia Lubin. – Duńczycy mówią, że jak się nie podoba, to mamy oddać klucze i możemy tu nie spać – mówi z oburzeniem jeden z opiekunów Miedziowych. – Niech pan zobaczy w jakich śpimy warunkach. Po czym pokazuje pokój. W środku 20 materaców, cała drużyna na podłogach.
RELAKS TYPU TENIS STOŁOWY
W klubie dziennikarzy z Polski traktują życzliwie. Ubrany w barwy żółto-niebieskie pan przedstawiający się jako co-manager, tłumaczy, kto z ich drużyny jest gwiazdą. W tej samej chwili mija nas Kamil Wilczek, serdeczny, ale nieprzesadnie zmieniający nastawienie na plus po informacji, że przyjechaliśmy z Polski. Lekko zakłopotanym tonem odmawia udzielenia wywiadu, zasłaniając się obowiązkami. Po chwili przechadza się już korytarzami, ale decyzji nie zmienia.
Wskazywany palcem przez co-managera, uznawany jest za wielką gwiazdę zespołu, choć zauważa, że nie tak pieszczotliwie traktowaną, jak mijający nas chwilę później rosły, 20-letni defensywny pomocnik Tobias Borkeeiet. Rozmawiamy w budynku klubowym – klasycznym piłkarskim oknie na świat, nie różniącym się specjalnie od tych na polskich stadionach. Ściany zdobią fotografie z najchlubniejszych dla klubu lat 90. Na uwagę zasługuje łopata – eksponat przypominający o przebudowie stadionu z 1999 roku, oraz… stół podobny do tego do tenisa stołowego, ale z pochylonymi do dołu blatami. Właśnie grają przy nim piłkarze Brøndby: Jung, Hedlund, Mensah, Lindstrom, Zrelaksowani i jakby pewni swego przed rewanżem. Czy słusznie? Do oceny czytających.
Na tle wizualnym widać, że to Lechia budowała swój obiekt w nowym stuleciu, a Duńczycy, choć schludni i dbający, przechadzają się korytarzami sprzed kilkunastu lat. Pracownicy klubowego sklepiku mają zakaz wypowiadania się do mediów odnośnie wyników. A ci, którzy mijali nas, gdy powstawała ta relacja, z życzliwością udzielali wskazówek.
ODA DO DANII
Danio! Kraju, w którym w aglomeracji stolicy, przez 3 km spaceru nie natrafiamy na jeden choćby sklep. Kraju klocków Lego i rowerów niemal tak wielu jak mieszkańców. Zachwycasz i dziwisz w jednym, ale na pewno nie będziesz faworytem w czwartkowym meczu przeciwko Lechii. Aby ta pewność z gierki przy ping-pongowym stole nie okazała się daremna, musisz pokazać dużo więcej niż w poprzedni czwartek w Gdańsku.
Z Brøndby, Paweł Kątnik