Wyciągając sumę wszystkich meczów zagranych w tym sezonie przez Arkę Gdynia i Zagłębie Lubin, starczyłoby zaledwie na uciułanie trzech punktów i zdobycie czterech goli. Nie oszukujmy się – w sobotę zagrają drużyny z dolnych rejonów tabeli i tylko wygrana którejś z nich, pozwoli ten dyskomfort zmniejszyć. Arka gra z przeciwnikiem, który od kilku lat nie potrafi potwierdzić swoich aspiracji. Zagłębie seryjnie marnuje potencjał swojej młodzieży, notorycznie zajmuje miejsce poniżej oczekiwań, a do tego jego zawodnicy wciąż muszą borykać się z zarzutami o to, że więcej zarabiają niż grają. Obecny sezon też chluby nie przynosi, ale ledwie dwa zdobyte punkty można zrzucić na karb trudnego terminarza. W poprzedniej kolejce, grając u siebie z dobrze zorganizowaną Cracovią, Miedziowi nie byli faworytem. Podobnie w meczu z Jagiellonią u siebie, a jednak obu udało się nie przegrać. Jedynie porażka z Górnikiem Zabrze, który pozostałych meczów nie wygrał, chluby nie przynosi.
– Fabian musi o tym zapomnieć. Na treningach takie sytuacje zawsze wykańcza i wiem, że to jest wartościowy zawodnik. Najważniejsze, by się nie zablokował, bo najłatwiej wyrzucić taką sytuację z głowy golem w następnej kolejce – powiedział Damian Zbozień. Ale o gole łatwo nie będzie, bo po trzech meczach Arka zdobyła ich w lidze najmniej. Konkretnie – jeden.
WYBRAŁ GRĘ, NIE PIENIĄDZE
A skoro o Zbozieniu, to warto na chwilę zatrzymać się przy jego metryce. Rok spędzony w Zagłębiu u boku trenera Piotra Stokowca był czasem trudnych doświadczeń i wyborów. Zarabiał dobre pieniądze, miał perspektywę długiego kontraktu, ale nie miał pewności, że będzie grał. A na tym 27-letniemu wówczas obrońcy zależało najbardziej. Dlatego też zrezygnował z ogromnych apanaży, obniżył wymagania przychodząc do Arki i dziś nie żałuje, bo od trzech sezonów jest podstawowym prawym obrońcą, zdobył Puchar Polski i dwa Superpuchary Polski.
– Wreszcie nie rozmawiamy po porażce, a jak nie możesz wygrać, to zremisuj – powiedział nam jeden z kibiców Arki po meczu z Koroną Kielce. Więc gdyby za wyrozumiałość kibiców rozdawano punkty, gdynianie sytuowaliby się gdzieś na początku tabeli. Niestety nawet ta tolerancja dla porażek albo szacunek i wdzięczność za remisy, kiedyś się skończą.
MIEDZIOWI (NIE)WIEKOWI Zagłębie przepis o konieczności wystawienia młodzieżowca potraktowało ultra poważnie. W piątkowym meczu z Jagiellonią Białystok (2:2) gole i punkty gospodarzom zapewnili urodzeni po 1998 roku Łukasz Poręba i Patryk Szysz. Szczególnie zaskoczył ten drugi, który miejsce w składzie wywalczył sobie kosztem samego Patryka Tuszyńskiego. Najwięcej jednak wciąż zależy od dyrygenta Filipa Starzyńskiego. To od niego zaczyna ustalanie składu Ben van Dael, to dyspozycja Starzyńskiego decyduje o tempie i atrakcyjności gry Zagłębia i to wreszcie on podaniami otwiera drogę do bramki kolegów. Jak w 78. minucie meczu z Jagiellonią, kiedy asystował przy golu wspomnianego wcześniej Łukasza Poręby. Jeśli zagra na swoim wykraczającym ponad ligę poziomie, to Arka będzie miała poważny problem, by go zneutralizować.