Taksówkarz oskarżony o współpracę z oszustami działającymi metodą „na wnuczka”. Grozi mu do dwóch lat więzienia

Dwa starsze małżeństwa, oszukane metodą „na wnuczka”, straciły po 62 tysiące złotych. W sprawę zaangażowany miał być taksówkarz Sławomir G., który przed słupskim sądem twierdził, że jest niewinny i został wmanewrowany w pomoc przestępcom. 

Proces kierowcy rozpoczął się w czwartek przed sądem rejonowym w Słupsku. Na przełomie stycznia i lutego taksówkarz odebrał dwie paczki od dwóch rodzin i zawiózł w okolice Łodzi.

– Pracuję w korporacji i mam też prywatne ogłoszenie o usługach transportowych. Zadzwoniła kobieta i pytała, ile kosztowałby kurs w okolice Warszawy. Potem dzwoniła jeszcze kilka razy, czy odebrałbym dokumenty i zawiózł tak, jak wcześniej pytała. Podała adres odbioru paczki i dzwoniła w czasie, kiedy tam jechałem. Wszedłem do mieszkania, odebrałem paczkę, w środku była też koperta z pieniądzmi dla mnie za kurs. – wyjaśniał oskarżony. – Pojechałem w okolice Łodzi. Ta kobieta cały czas do mnie dzwoniła, gdzie jestem i kierowała mnie pod jakiś sklep. Tam paczkę odebrał jakiś mężczyzna. Za kilka dni odbyła się taka sama operacja, ale inny adres odbioru paczki. Coś mi nie grało w tej sprawie. Paczkę w innej miejscowości w okolicach Łodzi odbierał inny mężczyzna, ale powiedziałem mu, że już więcej nie będę jeździł. Oddałem połowę pieniędzy, które mi dał i pojechałem do Słupska. Kilka dni później córka zadzwoniła do żony i powiedziała, że jestem w internecie pokazany na zdjęciu z monitoringu jako oszust działający metodą „na wnuczka”. Od razu zgłosiłem się na policję. Nie wiedziałem, że wiozę pieniądze z przestępstwa. To miały być dokumenty. Gdybym wiedział, że to gotówka, nie podjąłbym się tego zlecenia – wyjaśniał oskarżony.

PRZEKAZALI W SUMIE 124 TYSIĄCE ZŁOTYCH

Oszukani staruszkowie opowiadali w czwartek w sądzie, jak ktoś telefonicznie podał się za dzieci i skłonił ich do przekazania w sumie 124 tysięcy złotych. Oba małżeństwa straciły po 62 tysiące złotych. 

– Zadzwoniła córka, miała taki zachrypnięty głos, pytała, ile mamy pieniędzy w domu, bo przyjdzie po nie pan z banku. Pozbieraliśmy pieniądze po domu. Było tego 62 tysiące złotych. Zapakowaliśmy w folię, tak jak chciała i cały czas dopytywała, ile jest tych pieniędzy. Daliśmy temu panu, który przyszedł. To były oszczędności naszego życia – podkreślał przed sądem jeden z pokrzywdzonych.

GROŻĄ MU DWA LATA WIĘZIENIA

Wyłudzonej gotówki nie udało się odzyskać. Sławomirowi G. grozi do dwóch lat więzienia.

Przemysław Woś/mkul

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj