Papierowy tygrys z Będzina. Trefl z MKS-em problemy miał tylko w drugim secie

To trudny rywal, który jest w dobrej formie i będzie groźny – takie przesłanie płynęło z obozu Trefla przed meczem z MKS-em Będzin. No cóż, ta narracja potwierdzenie w rzeczywistości znalazła tylko w drugim secie. W pozostałych trzech gdańszczanie byli wyraźnie lepsi i spokojnie wygrali 3:1. Jeżeli coś gdańszczanom nie wychodziło w pierwszym secie, to były to… challenge. Gdańszczanie nie zgadzali się z częścią decyzji arbitra, ale po wideoweryfikacji okazywało się, że to jednak sędzia miał rację. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia, bo gospodarze w pozostałych elementach meczu radzili sobie znakomicie. Kiedy zaczęli budować przewagę, nie pomagały będzinianom nawet przerwy na żądanie trenera Bednaruka. Rozpędzony Trefl spokojnie wygrał 25:19.

Problemy zaczęły się na początku drugiego seta i tym razem trener Winiarski musiał przerywać grę, bo jego zespołowi set zaczął wymykać się spod kontroli. Będzinianie potrafią być groźni, w tym roku prezentują się naprawdę dobrze, dlatego wynik 4:8 był już mocno niepokojący. Pomogła zagrywka Bartosza Filipiaka po powrocie na parkiet, ale wciąż strata była w okolicach dwóch punktów. Treflowi pomógł serwis Filipiaka, gościom zagrywka Grzegorza Pająka, który nieco rozbił przyjęcie gdańszczan i znów dystans był pięciopunktowy. Wtedy jednak sprytnym przepuszczeniem popisał się Marcin Janusz, w ataku punkt dołożył wprowadzony Szymon Jakubiszak, a w bloku kolejny dał Filipiak. Błąd przekroczenia linii trzeciego metra sprawił, że Trefl był już w bezpośrednim kontakcie z rywalem, ale brakowało jeszcze kolejnych dwóch punktów zdobytych z rzędu, żeby wyjść na prowadzenie. To w końcu udało się po świetnym bloku Pablo Crera i punktowej zagrywce Rubena Schotta. Gospodarze doprowadzili do remisu 21:21. Wtedy jednak znów dwa razy zapunktowali rywale i zabawa rozpoczęła się od nowa, ale najpierw Winiarski poprosił o przerwę. Nic to nie dało, bo po powrocie na parkiet Pająk dorzucił dwa asy serwisowe i doprowadził do remisu w meczu 1:1.

HALABA WRÓCIŁ I ROZMONTOWAŁ RYWALI

Brakowało w drugim secie Pawła Halaby. Nie radził sobie szczególnie i zastąpił go Jakubiszak. Na trzecią partię jednak wrócił i to ze zdwojoną energią, bo jego dwa efektowne bloki i skuteczny atak dały gdańszczanom prowadzenie 7:4. A potem raz, że Halaba nie zwalniał, a dwa, że cała drużyna czuła się od razu dużo pewniej i pilnowała wypracowanej sobie pięciopunktowej przewagi. W samej końcówce, która i tak byłaby spokojna, bo Trefl prowadził 22:15, gdańszczanie zapunktowali jeszcze trzy razy z rzędu i skończyli seta całkowicie dominując nad rywalami przy wyniku 25:16.

W czwartym secie wydawało się przez dłuższą chwilę, że gdańszczanie będą jednak mieli problemy, bo długo wynik kręcił się wokół remisu, ale w kluczowym momencie Trefl wszedł na poziom dla rywala po prostu nieosiągalny. Jeżeli od stanu 13:13 zdobywasz pięć punktów z rzędu, to o końcowy wynik zazwyczaj po prostu nie musisz się już martwić. Trefl grał znakomicie, powiększał przewagę, a pięknym podsumowaniem był ostatni punkt, który asem serwisowym zdobył Marcin Janusz. Trefl wygrał trzeci mecz z rzędu i po okresie słabszych wyników znów pokazuje, że poza najgroźniejszymi rywalami w lidze nikogo nie musi się obawiać.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj