Verva Warszawa w Gdańsku nie miała paliwa. Trefl zmiażdżył drużynę Andrei Anastasiego!

Niewiarygodny mecz rozegrali siatkarze Trefla! Gdańszczanie w pięknym stylu, po znakomitym meczu pokonali Vervę Warszawa 3:0. Najlepszym zawodnikiem został absolutny dominator – Bartosz Filipiak. Pierwszy set był świetny w wykonaniu Trefla, a Verva nieco jednak zawodziła. Z perspektywy gdańszczan było to o tyle korzystne, że mogli bez większych strat przetrwać słabsze momenty. Ale nie było ich zbyt wiele. Gospodarze wyszli na prowadzenie 4:1, ale chwilę później było 4:4. Potem długie momenty gry punkt za punkt, chociaż ze wskazaniem na zespół Michała Winiarskiego. Gdańszczanie świetny fragment mieli od stanu 17:17, bo zdobyli cztery punkty z rzędu, ale Verva znów błyskawicznie wyrównała. Końcówka należała jednak do gospodarzy, którzy wspierani przez kibiców na dużej euforii wygrali 25:23. Przesądziły świetny atak Bartłomieja Mordyla i autowy Artura Udrysa.

POWRÓT ZNIKĄD

Drugi set był fatalny, przynajmniej większa jego część. Warszawianie panowali na parkiecie, w najlepszym momencie prowadzili nawet 16:9 i zapowiadało się na szybkie doprowadzenie do remisu w całym meczu. Ale nagle coś drgnęło. Zaczęło się od przerwy na żądanie trenera Winiarskiego. Po niej udało się zdobyć trzy punkty z rzędu i obudziła się nadzieja. Jeżeli to było drgnięcie, to niedługo później mieliśmy prawdziwe trzęsienie ziemi. Przy stanie 16:21 Kewin Sasak wszedł w pole zagrywki, rozbił przyjęcie rywali, gdańszczanie od razu zaczęli grać inaczej i seryjnie zdobywać punkty. Udało się doprowadzić do stanu 20:21, a chwilę później do remisu. Zabawa zaczęła się od nowa, a od 24:24 walka na przewagi. Wtedy przez blok przedarł się Bartosz Filipiak i ciężar na swoje barki musiał na zagrywce wziąć Wojciech Grzyb. Barki ma solidne, tak samo jak serwis. Trafił w Igora Grobelnego, który posłał piłkę w trybuny i Trefl wygrał 26:24.

VERVA ROZGROMIONA!
 

Gdańszczanie się rozpędzili – to jasne – ale nikt chyba się nie spodziewał, że aż tak bardzo. Filipiak w trzecim secie przechodził sam siebie. Na zagrywce miażdżył przyjęcie przeciwnika, a w ataku trafiał nawet z najbardziej skomplikowanych pozycji. Wspomagał go Paweł Halaba, na środku dokładał swoje Grzyb, a w obronie świetnie pracował Ruben Schott. To dało absurdalne wręcz prowadzenie 13:6 z jedną z najlepszych drużyn w Polsce. Była nieco trudniejsza chwila, kiedy ta przewaga zmalałą do czterech punktów, ale za moment znów gdańszczanie dołożyli trzy punkty z rzędu i uspokoili sytuację. Skończyło się nie aż tak imponująco, bo „zaledwie” 25:19, ale pokonanie Vervy 3:0 to wynik oszałamiający!

 
Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj