Mniejsze kluby, ale nie mniejsze problemy. Gryf Wejherowo, GKS Przodkowo i KP Starogard walczą z kryzysem

Trzy kluby, trzy poziomy rozgrywek i trzy jakże różne historie. Wzięliśmy pod lupę drużyny piłkarskie z pomorskich niższych klas rozgrywkowych. Każda z nich w inny sposób reaguje na światowy kryzys związany z pandemią koronawirusa. Kto zaciera ręce i chciałby już zakończenia sezonu? Dla kogo każdy tydzień zwłoki wiąże się z obawą o przetrwanie? Kto może wreszcie liczyć na mocne wsparcie samorządu?

W II-ligowym Gryfie Wejherowo nie ukrywają – przedwczesne zakończenie rozgrywek może zasilić kasę klubu ogromnym zastrzykiem gotówki. Stanie się tak, jeśli PZPN przesądzi o braku spadków z II ligi. Dla będącego na ostatnim miejscu w tabeli klubu oznaczałoby to nie tylko utrzymanie się na trzecim szczeblu rozgrywek, ale także możliwość otrzymania z PZPN-u około miliona złotych.

Wszystko dzięki związkowym dotacjom w ramach Pro Junior System, który nagradza wystawianie własnych wychowanków w składzie seniorskiej drużyny. Od kilku lat Gryf plasuje się w II-ligowej czołówce tego zestawienia. Zaraz za prowadzącym Lechem Poznań, który jednak pieniądze z Pro Junior System dostanie za wynik osiągnięty przez pierwszy zespół ze stolicy Wielkopolski z puli Ekstraklasy. Tym samym automatycznie na pierwsze miejsce w klasyfikacji II ligi wskoczy drużyna z Wejherowa. A pula łączna dla drugoligowców z tego tytułu wynosi aż 4 mln zł. – Byliśmy przygotowani że spadniemy do III ligi, a więc że ominie nas dofinansowanie z PJS. Ale jeśli będziemy mogli się utrzymać i dostać te pieniądze, to nasza sytuacja zmieni się diametralnie i Gryfa będzie stać na II ligę – mówi dyrektor ds. sportowych w klubie Wiesław Renusz.

A na warunki II-ligowe są to pieniądze astronomiczne. Renusz mówi o kwocie 1,1 miliona zł. Nie wiadomo jednak czy pod uwagę zostanie wzięty cały sezon, czy tylko ta część, która się odbyła. – Cierpliwie czekamy na rozwój wypadków – uspokaja Wiesław Renusz.

Czy to oznacza, że II-ligowca kryzys nie dotknie? Dotknie, co jednak nie musi wykluczać, że będzie mu łatwiej. Około 70 procent budżetu klubu pochodzi z dotacji miejskich, a pozostałą część dopinają pomniejsi prywatni inwestorzy. Większe problemy są tam, gdzie tendencja jest zupełnie odwrotna, np. w GKS-ie Przodkowo. To taka trochę pomorska Nieciecza z zachowaniem odpowiedniej skali. Miejscowość liczy zaledwie 2 tys. ludzi, jednak przez kilka sezonów udawało się tworzyć w gminie futbol na relatywnie wysokim poziomie. Przodkowianie aspirowali nawet przed kilkoma laty do awansu na szczebel centralny, jednak ostatecznie się nie udało. I choć obecnie w niewielkiej miejscowości jest „tylko czwarta liga”, to jednak nazwiska pokroju Mateusza Łuczaka i Łukasza Stasiaka anonimowe nie są. A i pierwsza pozycja w tabeli kazała jeszcze kilka tygodni temu patrzeć realnie w kierunku III ligi.

POŁOWA PENSJI W DÓŁ

Lider IV ligi mocno jednak liczy straty, mimo że pensje wielu zawodników są tylko dodatkiem do tego, co wypracują na co dzień w „normalnej” pracy. – Jesteśmy małym klubem i utrzymujemy się w większości z prywatnych sponsorów – tłumaczy kierownik drużyny Mirosław Pawłowski. Jak twierdzi, zawodnicy i sztab stracili około połowy dotychczas otrzymywanych pensji. – Pocieszająca była reakcja piłkarzy, którzy bez problemów się na to zgodzili. To jest najlepsza pomoc dla znajdującego się w kryzysie klubu.

Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że GKS-owi w obecnej sytuacji nie po drodze jest do awansu na wyższy szczebel. Czy tak jest w istocie? – Przerwa dopadła nas w najgorszym momencie, bo tu stworzyła się prawdziwa drużyna. Cóż, jeśli dojdzie do przedwczesnego awansu, trzeba będzie szukać chłopaków na III ligę – deklaruje Pawłowski. A co w przypadku, gdy prowadzący w tabeli GKS będzie musiał ponownie zacząć od IV ligi? – To będziemy grali w IV lidze, wiadomo że nikt nie będzie zadowolony, natomiast uważamy że najuczciwszą opcją byłoby zakończyć sezon z awansami drużyn z pierwszych miejsc i bez spadków – kończy.

SPONSORZY KULEJĄ

Początkowo całkiem dobrze na obecny kryzys zareagował III-ligowy KP Starogard, przechodząc przez pierwszy miesiąc pandemii niemal suchą stopą. Udało się wypłacić pełne kontrakty zawodnikom. Problemy zaczynają się teraz, kiedy zadyszkę finansową odczuwają prywatni partnerzy klubu z Kociewia. – Około 40 procent sponsorów prosi o wstrzymanie swoich zobowiązań. Jeśli ten wirus potrwałby miesiąc, bylibyśmy w stanie przekonać ich do dalszego wspierania klubu. Jeśli jednak się wydłuży, to odpływ sponsorów będzie większy – zauważa wiceprezes klubu Adam Sobiecki. A to wiązałoby się z cięciami wypłat dla zawodników.

Jednocześnie wskazuje, że do nastających trudnych czasów, łatwiej będzie przystosować się tym piłkarzom, którzy potrafili dywersyfikować wpływy, czyli nie polegać tylko na pensji klubowej. Jak np. Adam Duda, wychowanek Lechii Gdańsk, grający obecnie w Concordii Elbląg, który oprócz uprawiania wyczynowo sportu, od jakiegoś czasu jest agentem ubezpieczeniowym. – W głosie piłkarzy wyczuwa się jakąś niepewność, co będzie dalej, czy my mamy już jakieś rozwiązania. Trzeba pamiętać, że nasz KP Starogard jest w 60 procentach złożony z zawodników z zewnątrz i oni obawiają się, czy będziemy w stanie ich finansować. Większość chłopaków jest z Trójmiasta. Oni związali się ze Starogardem, a może się okazać, że będzie ciężko nam ich utrzymać – wróży Sobiecki. I jak długo by nie wróżył, to i tak niczego na razie nie oszacuje, bo budżet najlepszej drużyny piłkarskiej w Starogardzie w co najmniej jednej czwartej zależy także od wpływów z samorządu. Ten nadal deklaruje stałą pomoc, ale na pewno będzie miał także inne wydatki.


Wsparcie od PZPN-u z tzw. pakietu pomocowego na całą polską piłkę wynosi 116 mln zł. To duża kwota, ale rozbijając ją na kilka klas rozgrywkowych, kilkaset klubów, a także piłkę kobiecą, wpływy z pzpnowskiej kasy są za małe, by nie odczuć kryzysu. W Starogardzie już uporali się z pierwszymi wnioskami i na konto klubu trafiło 20 tysięcy.- Jeśli nie zrezygnujemy ze startu w III lidze na przyszły sezon, to jest także szansa na kolejne 50 tysięcy – zauważa wiceprezes KPS. – Nie jest to kwota oszałamiająca, ale pozwoli na początku nowego sezonu na funkcjonowanie. W normalnych warunkach pozwoliłoby to tylko na dwa miesiące spokoju, ale w przyszłym sezonie, kontrakty z pewnością będą niższe. Szacunki są zresztą podobne do tych w Przodkowie, czyli 50-procent mniejsze obciążenia budżetu, dające 50-procent dłuższą żywotność pieniędzy.

W Starogardzie nie mogą odżałować, że spowolnienie dotyka ich właśnie w tym momencie. Drużyna z dumą prezentuje sukcesy ostatnich lat, które na czwartym poziomie rozgrywek nie zdarzają się często. Sparing z reprezentacją Polski w przeddzień wyjazdu Biało-czerwonych na Mistrzostwa Świata, zwycięstwo w regionalnym Pucharze Polski i pokonanie II-ligowego Górnika Łęczna, zapisały się złotymi zgłoskami w historii klubu. Wystarczyły zaś jeden miesiąc, by zachwiać tym, co budowano przez ostatnie kilka lat.

Dumny ze swojej dotychczasowej polityki jest także Gryf. – W naszym klubie nie mówimy o wielkich kontraktach. Staramy się promować młodzież, a 1,5 miliona, którym na co dzień operujemy, to absolutne minimum by organizacyjnie się utrzymać. Na droższe rozwiązania po prostu nas nie stać, ale w lidze jesteśmy od kilku ładnych sezonów.

Nie ulega wątpliwości – wiemy, że nic nie wiemy. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak długo potrwa pauza i kiedy uda się rozpocząć przyszły sezon. Jak słyszymy zresztą w klubach, nie to jest teraz najważniejsze. W Przodkowie dopiero będą rozmawiać z firmami i samorządem. Teraz potrzebami pierwszej kategorii są skuteczna walka z koronawirusem i pomoc firmom. Podobnie w Wejherowie, gdzie każda próba wróżenia z fusów, kończy się słowem „czekamy”. – Sport w tym momencie schodzi na drugi, a nawet trzeci plan. A co będzie za miesiąc i dwa, tego nie wie nikt – podsumowują także w Starogardzie.

Paweł Kątnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj