Kilkudziesięciu rybaków rekreacyjnych ponownie pikietowało w Gdyni. Tym razem przed Urzędem Morskim, gdzie chcieli wręczyć dyrektorowi placówki kilka wiader rybnych odpadków. „Prezentu” przekazać się im jednak nie udało.
Armatorzy rybołówstwa rekreacyjnego chcą „godnego” wsparcia finansowego od państwa po tym, jak z początkiem roku Unia Europejska wprowadziła zakaz połowu dorsza we wschodniej części Bałtyku. Według ich wyliczeń rekompensaty od Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej powinny wynieść 150 milionów złotych. Resort proponuje im 20 milionów, co zdaniem rybaków jest absolutnie niewystarczające.
ODPADKI RYBNE SYMBOLEM BANKRUCTWA
– Urząd Morski podlega bezpośrednio ministrowi Markowi Gróbarczykowi, dlatego dyrektorowi tej placówki chcemy wręczyć odpadki rybne. To tylko kilka wiader, ale na obrzeżach miasta mamy wywrotkę, na której znajduje się 20 ton resztek. Jeśli nikt do nas nie wyjdzie, zasypiemy tym Urząd Morski – mówił podczas pikiety Wojciech Sikorski ze sztabu kryzysowego rybołówstwa rekreacyjnego. – Odpadki przynieśliśmy tutaj, bo to symbol. W zasadzie jesteśmy bankrutami, więc jeśli państwo nie wypłaci nam rekompensat, to będziemy musieli żywić się właśnie tym – dodaje.
ZAPOWIEDZIANO KOLEJNY PROTEST
Ostatecznie do spotkania z dyrekcją Urzędu Morskiego w Gdyni nie doszło, a pikieta rybaków zakończyła się ok. godz. 14.00. Armatorzy zapowiedzieli natomiast, że zorganizują kolejną akcję protestacyjną. Ta polegać ma na zablokowaniu dróg dojazdowych do portowych terminali.
Marcin Lange/am