Najlepszym strzelcem Arki w derbach Trójmiasta pozostaje Marcin Wachowicz. W piłkę gra nadal, tyle że w rodzinnych stronach i rekreacyjnie. – Chcę nadal czuć zapach szatni i kocham to, co robię – mówi.
Wachowicz w Arce grał od wiosny 2007 roku do 2010 roku. To były czasy, kiedy Lechia i Arka wracały na należne im ważne pozycje w polskiej piłce i po latach posuchy mogły wreszcie zmierzyć się w derbach. Czasy zamierzchłe, pamiętające twór o nazwie Puchar Ekstraklasy. To właśnie w tych rozgrywkach najlepiej radził sobie napastnik żółto-niebieskich, strzelając Lechii dwa gole.
OD EKSTRAKLASY DO A-KLASY
Dziś gra w A-klasie, bo jak twierdzi, nadal potrzebuje zapachu szatni, nadal chce obcować z piłką. Obecność byłego zawodowca, człowieka z mocnym CV w życiorysie, w A-klasowych realiach powoduje różne reakcje. – Nazwisko robi wrażenie, aczkolwiek niektórzy zawodnicy są złośliwi. Wie pan jak to jest… Zdumienia, jak były ekstraklasowicz może grać na takim poziomie. Próbują mi coś udowodnić. Na szczęście jestem mocny psychicznie i nie przeszkadza mi to zupełnie – mówi.
Wiek Wachowicza weryfikuje jednak plany. 39 lat, w perspektywie odkładana kolejna operacja, skutkująca założeniem protezy w kolanie. – Wciąż się przed nią bronię. Jeśli mogę jeszcze biegać, to biegam. Jak nadejdzie moment, w którym będę musiał zrobić operację, usiądę i zakończę przygodę – tłumaczy.
SERCE ŻÓŁTO-NIEBIESKIE
W Gdyni nie gra już od dekady, ale Arkowcem pozostał chyba niezmiennym. Nasza rozmowa o derbach sprzyja nostalgii, przywołuje wspomnienia. – Kurczę… żałuję troszkę, że nie gram już w piłkę na poważnie, bo na pewno wyszedłbym na boisko z nastawieniem powtórzenia tych goli. Strzelić na 1:0 i potwierdzić, że Arka jest jedynym klubem w Trójmieście. Chciałbym podkreślić: jedynym. Napięcie zaczyna się już w poniedziałek od wizyty kibiców, dodających motywacji słowami: „Trawa ma się palić, macie zap…, musi być walka”. Potem jest układanie w głowie scenariuszy, taktyki, planów. I odpowiednia motywacja, by dać z siebie nie 100, a 200 procent i móc spojrzeć kibicom uczciwie w oczy, a nie spuścić wzrok po przegranej – opowiada.
Te dobre emocje Wachowicz z pewnością odczuwał po wygranej Arki w Pucharze Ekstraklasy 2:0 w 2008 roku. Występ uświęcił golem i postawą, która dodatkowo nakręca kibiców. – Pamiętam, to była 90. minuta. Gest ręki przystawionej do ucha. Wie pan, ja przywiązuję się do klubu. Chciałem się odwdzięczyć za lojalność i stawianie na mnie. To był też gest do kibiców Lechii, żeby wiedzieli: „Arka rządzi w Trójmieście”. A jak będzie w niedzielę? Na pewno lepiej niż by było przed kilkoma tygodniami. Nowy właściciel to nowe nadzieje. Ojciec Michała Kołakowskiego, właściciela Arki to mój były menadżer. Kibicuję im, bo klub chyba wychodzi na prostą – ocenia.
W ŚLADY OJCA
W międzyczasie przygląda się postępom robionym przez syna, także piłkarza. Dla dobra jego kariery, gdyby pojawiła się propozycja, zaakceptowałby nawet grę w Lechii Gdańsk. Na razie jednak Kajetan szlifuje umiejętności w Stilonie Gorzów i namiętnie ogląda mecze Ekstraklasy, w tym te Arki, raportując ojcu wyniki. – W telewizji pokazują dawne mecze Lechii z Arką, czasem pojawiam się tam na migawkach – śmieje się Wachowicz. I wskazuje typy – oczywiście zwycięskie dla Arki 2:1.
Więcej wspomnień Marcina Wachowicza tutaj:
Paweł Kątnik