Czy w dobie pandemii powinno się podwyższać płacę minimalną? „Wszyscy chcemy żyć godnie”

Pracodawcy zaapelowali do rządu, by z uwagi na spodziewaną recesję wynikłą z pandemii koronawirusa pozostawiono w 2021 roku płacę minimalną na niezmienionym poziomie (2 600 złotych brutto). Z kolei związkowcy domagają się spełnienia obietnic wyborczych i podniesienia wynagrodzenia minimalnego do kwoty 3 000 zł. Rząd proponuje 2 800 zł, ale ostateczna decyzja zapadnie po konsultacjach ze środowiskami pracodawców i pracowników. Czy w obecnej sytuacji powinno się podnieść płacę minimalną czy nie? O tym w audycji Ludzie i Pieniądze Iwona Wysocka rozmawiała z Robertem Raszczykiem, dyrektorem Brands Polska, i Przemysławem Solą, prezesem Aligo VC.
– Wzrost płacy minimalnej to zjawisko pożądane. Wszyscy chcemy, by Polacy byli w stanie żyć godnie za otrzymywane wynagrodzenie. Jeśli więc rok w rok inflacja występuje, to ważne jest, by wynagrodzenia pozwalały na zapewnienie pokrycia bieżących potrzeb gospodarstw domowych. Co mnie niepokoi i czego jestem przeciwnikiem, to określanie celów, jak kształtować się będzie minimalne wynagrodzenie w perspektywie 5-6 lat do przodu. Dlatego, że co roku Radia Dialogu Społecznego we współpracy z rządem określa wzrost minimalnego wynagrodzenia na podstawie wskaźników ekonomicznych. A teraz mamy sytuację niespotykaną w skali europejskiej, gdy zapowiada się harmonogram wzrostu na kilka lat do przodu w celu realizacji pewnych celów politycznych – powiedział Przemysław Sola.

– Cieszę się, że plany płacy minimalnej w wysokości 3000 złotych nie są realnie brane pod uwagę przez rząd. Patrząc na podwyżkę kwoty minimalnej, znajdujemy się w kręgu gospodarek na świecie, gdzie planowana średnia płaca jest na bardzo wysokim poziomie ponad 50 proc. Uważam, że niebezpiecznie przewyższamy ten pułap, bo nie jesteśmy jeszcze tak bardzo rozwiniętą gospodarką, jak inne porównywalne, gdzie wskaźnik ten jest niższy. Obawiam się też, że rosnąca inflacja odbije się szczególnie na tych uboższych i najmniej wykształconych. Dotyczyć to będzie przede wszystkim małych firm, które przez sztywne podnoszenie płacy będą zmuszone do zwalniania pracowników. Aktualnie mamy wyjątkową sytuację – pandemię. Bardzo wielu przedsiębiorców próbuje przeżyć ten okres, zagwarantować miejsca pracy i płynność, by firma istniała. I tu podwyższenie kosztów pracy może sprawić, że pójdzie to w złą stronę – zauważył Robert Raszczyk.

– W Polsce, ustanawiając ustawowo minimalne wynagrodzenie, doprowadziliśmy do sytuacji, że jest ono w pierwszej dziesiątce płac minimalnych najbardziej zbliżonych do średniego wynagrodzenia. Natomiast można za nie niewiele kupić, bo ciągnie za sobą ważne skutki inflacyjne – dodał Przemysław Sola.

– To jest popularne, żeby podwyższać kwotę minimalną, natomiast obawiam się, że brakuje innych narzędzi, które równie dobrze, a może i lepiej wspomogły portfele nas wszystkich, również przedsiębiorców. Chodzi np. o kwotę wolną od podatku albo bardziej progresywny system składkowo-podatkowy. Jedynie podnoszenie kwoty minimalnej, a więc przełożenie tych kosztów na pracodawców, nie do końca przełoży się na to, że ludzie będą mogli za wyższe wynagrodzenie więcej sobie kupić – zauważył Robert Raszczyk.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj