Białoruś znajduje się u progu wielkich zmian politycznych. W niedzielę 9 sierpnia odbędą się tam wybory prezydenckie, prawdopodobnie najważniejsze od 26 lat. Białorusini powoli mają dość autorytarnych rządów Aleksandra Łukaszenki i zwierają szeregi. Tak dużego zaangażowania w życie polityczne nie przejawiali nigdy.
– Białorusini po raz pierwszy od 26 lat w przytłaczającej większości nie chcą Aleksandra Łukaszenki. On miał kłopoty już przedtem. Nie było jasne, czy posiada większość głosów. Ale nawet jeśli nie miał swoich 70 procent, które podawano po wyborach, to jednak miał około 50. Może z trudem by się przeczołgał, a może by nawet już nie dał rady. W przypadku wyborów z 2010 roku miałam duże podejrzenia, że nie miał tej większości, że były sfałszowane. Bez względu na to, czy sfałszowane, czy nie, znacząca część społeczeństwa nadal się trzymała społecznego kontraktu z Łukaszenką, mówili: on nam zapewnia pewnego rodzaju stabilność, a my będziemy go popierać. Od pewnego czasu ludzie zaczęli mieć dość – powiedziała w Kalejdoskopie Radia Gdańsk Agnieszka Romaszewska-Guzy, szefowa nadającej z Polski stacji telewizyjnej Biełsat.
REPRESJE I ZASTRASZANIE POTENCJALNYCH KANDYDATÓW
Nieoczekiwanie główną rywalką Aleksandra Łukaszenki w obecnej kampanii wyborczej stała się Swiatłana Cichanouska. Żona aktywisty i popularnego wideoblogera Siarhieja Cichanouskiego weszła do polityki niejako przypadkiem, gdy jej mąż nie został dopuszczony do wyborów. Zresztą nie spotkało to tylko jego. Jak uważają obrońcy praw człowieka z centrum Wiasna, kampania przed wyborami prezydenckimi na Białorusi przebiega na tle nieprzerwanych represji i w atmosferze zastraszania, wskutek czego uniemożliwiano start kolejnym kandydatom.
– W przypadku Walerego Capkały zaczęło się od tego, że odrzucali mu podpisy. Miał grubo ponad 100 tysięcy, na co Państwowa Komisja Wyborcza stwierdziła, że brakuje, bo „ten niedobry i ten niedobry”. Jak połowę mu wybrakowali, to wyszło, że nie ma stu tysięcy i odrzucili. Dostał informację, ze zaraz przeciwko niemu będzie sprawa karna, więc uciekł z kraju – skomentowała Agnieszka Romaszewska-Guzy.
– Ważniejszy jednak był Wiktor Babaryka, dyrektor banku z dużym udziałem w Gazpromie. Go po prostu zamknięto w więzieniu pod zarzutami nadużyć, a następnie stwierdzono, że nie może kandydować, bo zarzuty w stosunku do niego są mocne. Raczej wygląda to na sprawę dętą, bo zrodziła się jak królik z kapelusza. Na początku zarzuty dotyczyły wręczania łapówek, a teraz chodzi o przyjmowanie łapówek. Widać było, że szukają gwałtownie, co by można zrobić. Mu też próbowano wybrakować podpisy, ale miał już ponad 400 tysięcy, więc bardzo trudno było odrzucić wszystkie. Aresztowano go wraz ze znaczącą częścią personelu bankowego i z jego synem, z którym prowadził kampanię – wyjaśniła szefowa Biełsatu.
NOWA KANDYDATKA I JEDNOCZĄCA SIĘ WOKÓŁ NIEJ OPOZYCJA
Zarzuty usłyszał również kolejny potencjalny kandydat – mąż Swiatłany, Siarhiej Cichanouski. – To był bloger z przypadku, nie wybitny bankier jak Babaryka, ale drobny biznesmen, którego życie doprowadziło do tego, że doszedł do wniosku, że to wszystko jednak źle działa i jest nie do wytrzymania. Wymyślił w pewnym momencie, że wyremontuje zabytkowy dwór koło Chomla, bo miał pomysł na hotel. I tu zaczęły się schody. Okazało się, że „tego nie można, tamtego nie można”. Tu łapówki, tu coś innego. Postanowił nagrywać vloga, który zyskiwał szybko na popularności. Zaczął jeździć po Białorusi i rozmawiać z ludźmi. I okazało się, że Białoruś składa się z takich historii. I on właściwie tym jeżdżeniem, nagrywaniem obudził Białorusinów. W efekcie trafił do więzienia, bo naruszał porządek publiczny. Została jego żona z dwójką dzieci. A, że dokumenty, gdy się chce kandydować, można składać tylko osobiście, no to ona to zrobiła. Zaczęto zbierać na nią podpisy. I nagle okazało się, że cała Białoruś się obudziła i wszyscy się podpisywali, gigantyczne kolejki we wszystkich miastach – powiedziała Agnieszka Romaszewska-Guzy.
Swiatłana Cichanouska połączyła siły z szefową sztabu Wiktora Babaryki i żoną Walerego Capkały. We trzy objeżdżają Białoruś, przyciągając na wiecach tysiące ludzi. Spotkania przebiegają w atmosferze pikniku, a wystąpienia Cichanouskiej oraz towarzyszących jej Maryi Kalesnikawej i Weraniki Capkały poprzedzają występy popularnych zespołów. Tradycyjnie już na początku i na końcu każdego koncertu brzmią „Mury” Jacka Kaczmarskiego w wersji rosyjskiej i białoruskiej. Utwór ten stał się hymnem kampanii Cichanouskiej.
Na mityngach widać dużo ludzi z narodową symboliką, m.in. z biało-czerwono-białymi historycznymi flagami białoruskimi, dotychczas kojarzonymi z opozycją, ale można spotkać także osoby z oficjalnymi czerwono-zielonymi flagami państwowymi.
POCZĄTEK KOŃCA ŁUKASZENKI?
Główna rywalka Łukaszenki podkreśla, że nie ma programu zmian dla Białorusi. Jej najważniejszym postulatem, który zrealizuje, jeśli zostanie prezydentem, jest przeprowadzenie nowych wyborów głowy państwa, uczciwych i sprawiedliwych. Decydujący dzień na Białorusi nastąpi już w najbliższą niedzielę.
– Z tego niezadowolenia społecznego coś wyjdzie, nie wiem czy wyjdzie 9 sierpnia, może Łukaszenka to zdusi, zastraszy ludzi, pobije, ale na pewno to nie zniknie. To wróci, za rok, za dwa, a może za trzy lata. To jest początek końca Łukaszenki, nie mam najmniejszej wątpliwości – oceniła w Kalejdoskopie Radia Gdańsk Agnieszka Romaszewska-Guzy z Biełsatu.
RG/PAP/am