Strach miesza się z odwagą – tak wydarzenia nocy z niedzieli na poniedziałek w Mińsku opisuje Wojciech Wojtasiewicz. Dziennikarz dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia” obserwował demonstracje i starcia z milicją w centrum miasta.
Jak mówi Wojtasiewicz, „jest euforia, walka, nadzieja na zmianę. Po chwili zaczynają strzelać granatami hukowymi. Kobiety boją się. Mężczyźni wolą zostać”.
JEST OFIARA WALK NA ULICACH
Według informacji przekazywanych przez obrońców praw człowieka w Mińsku, zmarł młody człowiek, na którego najechał milicyjny samochód. W sieci pojawiły się informacje, że chodzi o Białorusina zamieszkującego w Gdańsku. – Też taką dostałem od znajomego z Polski, ale nie jestem w stanie jej potwierdzić. Problemem jest to, że tu nie działa internet. Myślę, że w sytuacji takich napięć, to możliwe. Omonowcy są bardzo nakręceni – komentuje dziennikarz.
WIECZOREM KOLEJNE DEMONSTRACJE
Jak zaznacza Wojtasiewicz, demonstrowali głównie młodzi ludzie, w tłumie było wielu prowokatorów. – Niektórzy z nich byli podpici. Nie mogę wykluczyć, że władza specjalnie takich ludzi tam wysyła, żeby krzyczeli i dezorganizowali demonstracje. Trzeba przyznać, że działania były kompletnie nieskoordynowane. Nie było żadnego lidera – mówi.
W ocenie dziennikarza w poniedziałek wieczorem w kraju dojdzie do kolejnych demonstracji.