– W tych okolicach śmierdziało od lat, ale teraz jest to szczególnie uciążliwe – mówią mieszkańcy południowych dzielnic Gdańska, patrząc w kierunku Szadółek. Tego lata wyjątkowo niechętnie otwierają okna. Jak mówią, fetor pojawia się etapami. – Rano, jak wysiadałem z autobusu, smród był nie do zniesienia. Siedzimy w domu przy zamkniętych oknach – tłumaczą naszemu reporterowi.
W okolicy działa zakład utylizacyjny, ale od lipca trwa też wymiana gruntów pod budowę spalarni odpadów. Przedstawiciele obu podmiotów deklarują, że nie będą przerzucali się odpowiedzialnością, ale jednocześnie wskazują plac z odpadami bio przed nową, hermetyczną kompostownią. – Mamy ich za dużo – mówi Krzysztof Cichon z Zakładu Utylizacyjnego.
– Część z nich magazynujemy na zewnątrz. Będziemy starać się przekazywać nadmiar do podmiotów zewnętrznych. Od paru lat zauważamy trend, że ich objętość rośnie, ale nie dało rady przewidzieć nawet do 20 proc. wzrostu rok do roku – tłumaczy.
„TO NASZE WSPÓLNE ZAPACHY”
Otwarta w styczniu instalacja jest w stanie przerobić rocznie 40 tysięcy ton odpadów. W tym roku zakład przyjmie ich o 3 tysiące ton więcej. – To nasze wspólne zapachy – odpowiada tymczasem odpowiedzialny za budowę spalarni prezes Portu Czystej Energii Sławomir Kiszkurno. – Obie inwestycje są w jednym miejscu. My na pewno swoją cegiełkę dokładamy – dodaje.
WYMIANA GRUNTU DO PÓŹNEJ JESIENI
Oba podmioty deklarują, że stosują systemy neutralizowania nieprzyjemnych zapachów poprzez opryski i dyfuzory. Procedury, związane z przekazaniem nadmiaru odpadów zielonych do zagospodarowania poza zakładem, mogą potrwać kilka miesięcy. Do później jesieni potrwa natomiast wymiana gruntu pod budowę przyszłej spalarni. To nawet 300 tysięcy metrów sześciennych zmieszanych z ziemią śmieci.
Posłuchaj materiału:
Sebastian Kwiatkowski/mm