Zastawiają sieci bez oznakowania, w miejscach lub czasie, gdy łowić nie wolno. Kilkanaście razy w roku inspektorzy rybołówstwa morskiego wyciągają z wód Zatoki Puckiej i Zalewu Wiślanego nielegalne narzędzia połowowe.
Ostatni taki przypadek miał miejsce 16 września. Na wysokości Swarzewa inspektorzy, wspólnie ze Strażą Graniczną, wyciągnęli z wody: 6 tyczek, 6 kotwic oraz 90 sztuk mieroży, czyli pułapek na ryby.
RYBACY ZE WSZYSTKIMI KONCESJAMI
Jak mówi Marcin Mystek, zastępca Głównego Inspektora Rybołówstwa Morskiego, najczęściej takie przypadki zdarzają się blisko brzegu, na Zatoce Puckiej i Zalewie Wiślanym.
– Może to być rybak, który ma wszystkie koncesje, ale chce z jakichś przyczyn sobie te narzędzia postawić tam, gdzie akurat nie wolno tego zrobić w danym okresie lub na gatunki ryb, których nie wolno łowić – tłumaczy Marcin Mystek.
KŁUSOWNICY
Są też przypadki kłusownictwa typowego. Osoby fizyczne zdobywają narzędzia stosowanie do rybołówstwa komercyjnego i wbrew zasadom je wystawiają.
Najczęściej takie sieci zastawiane są na węgorze, trocie wędrowne i łososie. Wszystkie wyciągnięte z wody narzędzia połowowe trafiają do Urzędu Morskiego.
KARY
Porzucenie sieci w morzu wiąże się z wysoką karą pieniężną. Ten sam proceder na zbiornikach śródlądowych jest już przestępstwem kłusownictwa.
Posłuchaj rozmowy Sebastiana Kwiatkowskiego z Marcinem Mystiem, zastępcą Głównego Inspektora Rybołówstwa Morskiego:
Sebastian Kwiatkowski/pb