„To nie artyści, a zwykli chuligani”. Gdańsk podejmuje walkę z graficiarzami

Jeśli jesteś świadkiem tworzenia graffiti w mieście, reaguj – apeluje Gdański Zarząd Dróg i Zieleni. W ciągu niespełna roku w Gdańsku wydano blisko 140 tys. zł na usuwanie szpecących grafik z przestrzeni miejskiej. – Za te pieniądze można zasadzić 70 tysięcy sadzonek kwiatów – przekonuje Magdalena Kiljan, rzeczniczka GZDiZ.


Nielegalne graffiti w przestrzeni miasta to spory problem i nie lada wyzwanie, bo skala dewastacji jest duża. Niszczone są w ten sposób mury obiektów inżynierskich, przejścia podziemne, wiaty przystankowe, ekrany akustyczne czy elementy małej architektury jak ławki i kosze na śmieci. Często zdarza się, że kilka dni po usunięciu graffiti Gdański Zarząd Dróg i Zieleni przyjmuje kolejne zgłoszenie dotyczące tego samego miejsca.

– Tylko od stycznia wyczyściliśmy graffiti w 48 lokalizacjach. To kropla w morzu potrzeb, bo nowych bohomazów cały czas przybywa. Dlatego apelujemy do mieszkańców o przyłączenie się do walki z autorami nielegalnych malunków – mówi Magdalena Kiljan.

AKTUALIZOWANY WYKAZ

Wykaz obiektów, które wymagają oczyszczenia z namalowanego graffiti jest na bieżąco aktualizowany. Obecnie na liście znajduje się dziewięć obiektów administrowanych przez miasto. W celu zwiększenia skuteczności walki z tego typu aktami wandalizmu, wszystkie sytuacje, gdzie GZDiZ poniósł koszty, usuwając bohomazy, zgłaszane są policji w celu ścigania i ukarania sprawców oraz pokrycia przez nich kosztów likwidacji dewastacji.

Co grozi autorom bohomazów? Wszystko zależy od wartości oszacowanych szkód. Szpecące graffiti może zostać zakwalifikowane jako wykroczenie lub nawet przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności.

 

 

Anna Moczydłowska/ako

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj