Drużynowa gra popłaca! Asseco Arka grała wspólnie i pokonała GTK.

Będą z siebie zadowoleni koszykarze Asseco Arki po meczu z GTK Gliwice. Nie dość, że wygrali dość zdecydowanie, to jeszcze po zespołowej grze, kilku nieprawdopodobnych seriach punktowych i bardzo ofensywnym stylu, szczególnie w pierwszej połowie. Ostatecznie skończyło się 94:84, choć przecież mogło znacznie wyżej. Przeciwnicy nie drżą zazwyczaj, kiedy do ich hal przybywa zespół GTK Gliwice. Nie wzbudza on przesadnego respektu w Energa Basket Lidze, co zawdzięcza przeciętnym poprzednim sezonom i często bezbarwnej grze prezentowanej w halach rywali.

NIEDOCENIENI, ALE GROŹNI

Ale w Gdyni GTK sprawiło już faworytowi psikusa w poprzednim sezonie. Do aspirującego o medale Asseco przyjechała niepozorna, głodna dowiedzenia swojej wartości drużyna, która wygrała 87:79 za sprawą świetnego silnego skrzydłowego Paytona Hensona i grającego obecnie w Czarnych Słupsk Dawida Słupińskiego. Nie pomogły wówczas 23 punkty Krzyszofa Szubargi, bo koledzy nie zamierzali doszusować poziomem do kapitana.

INNA HISTORIA

W trwających rozgrywkach jest inaczej. Arka nie ma już zagranicznych gwiazd, a jej wąska ławka przyczynia się do nierównej formy. Bo z jednej strony udaje się wygrać w derbach prezentując przyzwoity styl, z drugiej przegrać ze Śląskiem Wrocław po wycieńczającej, przegranej do zera dogrywce. Jakby więc nie patrzeć, do Gdyni przyjechał nieznaczny faworyt, podbudowany kolejną domową wygraną nad Spójnią Stargard, osiągający w lidze najlepsze wyniki pod względem skuteczności rzutów z gry. Tyle tylko, że zupełnie nie pokazał jakości. Poza pierwszą, dość wyrównaną kwartą, w kolejnych odsłonach Arka zagrała koncertowo.

Zawodnicy postanowili podzielić się obowiązkami – punktowali niemal wszyscy, o dziwo włączając w to także Wojciecha Czerlonko. Dzięki odwadze, szybkim, składnym akcjom, gospodarze błyskawicznie odskoczyli, mając po pierwszej połowie 19-punktową przewagę. Na to składała się wysoka skuteczność – 47% z gry, zazwyczaj poparta zespołową grą i asystami (11 do przerwy). No i najważniejsze – 50 punktów do przerwy dowodziło, jak ofensywnie rozrysował to Przemysław Frasunkiewicz.

LEKKA ZADYSZKA

Po wyjściu z szatni nastąpiło załamanie formy. Trudno wyrokować, czy przez rozprężenie, satysfakcję z bardzo ładnej gry w poprzednich 20 minutach, czy też rywal po prostu postanowił wziąć się do roboty. W zespole gości wreszcie pokazali się Amerykanie – Henderson i szczególnie niewidoczny przed przerwą Jordon Varnado. Ich przebudzenie pozwoliło odrobić część strat i wygrać trzecią kwartę 18:25.

CO RADOŚĆ, TO RADOŚĆ

W czwartej znów popis dali gdynianie, tym razem w duecie – Żołnierewicz i Wołoszyn. Pierwszy bardzo ładnie spisał się atakując kosz, drugi zaliczył aż 7 udanych rzutów 3-punktowych, w tym ten będący ozdobą całego widowiska z ostatniej akcji meczu, wykonany być może nawet z 9-ciu metrów.

Ale gdy przychodzą takie dni, gdy wychodzi dużo, jeszcze więcej wpada, a cała ławka rezerwowych kipi z radości po kolejnych udanych akcjach, trudno nie próbować kolejnych akcji. Wołoszyn spróbował, wyszło znakomicie.

Arka wygrywa, ale nie to, a styl i szeroki wachlarz zagrań cieszy. Jeśli taką dyspozycję uda się utrzymać przez najbiższe tygodnie, wyniki także zaczną procentować coraz wyższymi pozycjami w tabeli.

6. kolejka Energa Basket Ligi: Asseco Arka Gdynia – GTK Gliwice 94:84 (23:18, 27:13, 18:25, 26:28).

Arka: Kaszowski 5, Pluta 0, Szubarga 10, Dylewicz 9, Malczyk 0, Wołoszyn 21, Czerlonko 13, Witliński 3, Kowalczyk 0, Żołnierewicz 24, Hrycaniuk 9,

GTK: Rhett 5, Perkins, Henderson 21, Szlachetka 6, Gołębiowski 20, Heliński, Majewski, Szymański 6, Wąsik, Kraampelj 4, Varnado 11, Diduszko 0.

 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj