Wiceminister rodziny i polityki społecznej mówi o demografii i przestrzega: na koniec stulecia w Polsce może żyć 16 milionów ludzi

Na Uniwersytecie Gdańskim 26 listopada rozpoczyna się konferencja „Rodzina sercem wspólnoty lokalnej”. Wykład dotyczący demografii poprowadzi Barbara Socha, wiceminister rodziny i polityki społecznej. W audycji „Gość Dnia Radia Gdańsk” Andrzej Urbański pytał ją m.in. o to, jak zapobiec katastrofie demograficznej w naszym kraju.

– To pytanie spędza sen z powiek wielu osobom. Dobrze, że dostrzegamy wagę tego problemu. To problem nie tylko Polski, ale całego współczesnego świata zachodniego. Starzejemy się i umieramy. Czy da się temu zapobiec? Wierzę w to, że tak, ale to długa i trudna droga, wymagająca wspólnego kierunku. Całe społeczeństwo powinno mieć świadomość tego, w którym miejscu jesteśmy i że od tego, co zrobimy z tą rzeczywistością, zależy, czy mamy przed sobą przyszłość, czy będzie nas ubywać tak szybko, że problemy będą narastały. Według prognoz ONZ na koniec tego stulecia może być w Polsce 16-20 milionów ludności. W oczywisty sposób zmieni się struktura społeczna. Zwiększy się liczba seniorów, osób w wieku poprodukcyjnym. To ma ogromny wpływ na rynek pracy. Wskaźnik obciążenia demograficznego, czyli liczba osób w wieku poprodukcyjnym, które przypadają na osoby pracujące, zmieni się w sposób bardzo niekorzystny – przestrzegała wiceminister rodziny i polityki społecznej.

– Strategia demograficzna, dokument kierunkowy, jest na ukończeniu. Wskazujemy w nim te obszary, które mają wpływ na sytuację demograficzną i kierunki, w których różne działania powinny się wydarzyć, by ta sytuacja się poprawiła. Mam nadzieję, że uda się przedstawić ten dokument jeszcze w tym roku – zapowiedziała Barbara Socha.

– Wszyscy fachowcy podkreślają, że najważniejsza z punktu widzenia skuteczności jest stabilność polityki prorodzinnej. Potrzebujemy consensusu politycznego, podejścia ponad podziałami partyjnymi do pewnych rozwiązań, które chcemy wprowadzać. To jest problem, którego nie da się rozwiązać w ciągu roku-dwóch. Skutki tych działań, które dziś podejmujemy, będą widoczne za wiele lat. Teraz spada nam liczba urodzeń, rośnie liczba zgonów, co ma związek nie tylko z pandemią, ale przede wszystkim z tym, że swoich dni dożywają seniorzy z wyżu powojennego. Kiedy analizujemy statystyki, patrzmy na współczynnik dzietności, a nie na liczbę urodzeń. Na tę liczbę, która jest dzisiaj, nie mamy żadnego wpływu – podkreśliła.

– Te wskaźniki są mylone. Liczba urodzeń będzie nam spadać przez najbliższe 15-20 lat, to wynika wprost z matematyki. Nie ma innej możliwości, jeśli tak drastycznie spada nam liczba kobiet w wieku prokreacyjnym. Na to nie mamy wpływu. Nie będzie już więcej dzisiejszych 15-latek czy 20-latek. To, na co mamy wpływ, to te pokolenia, które dopiero się urodzą. Efekt jest więc odsunięty w czasie o około 25 lat – wyliczała Barbara Socha.

– Warto patrzeć na wskaźnik dzietności, bo jest on prognozą zdarzeń. W Polsce on rośnie. W naszym regionie liderami są Czechy i Węgry. Te kraje swoim przykładem pokazują, że można. Patrzymy bardzo dokładnie na to, co dzieje się w tych państwach. Wskaźnik dzietności wzrasta też w Niemczech. Tam od wielu lat inwestuje się w politykę prorodzinną. My jesteśmy na początku tej drogi. Od kilku lat w Polsce mówi się o potrzebie polityki prorodzinnej i dopiero relatywnie niedawno zaczęliśmy wprowadzać instrumenty, które temu służą – wyjaśniła wiceminister.

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj