Najwyższe zwycięstwo w derbowym meczu trójmiejskich koszykarzy miało miejsce przed niemal dokładnie trzema laty. W sopockiej Hali 100-lecia gospodarze wygrali 96:66. Wówczas jednak całą przewagę wywalczyli w ostatniej kwarcie wygranej różnicą 28 oczek. Na pożegnanie roku 2020 sopocianie osiągnęli podobny wynik, tyle że według innego scenariusza. Trefl niepodzielnie rządził na parkiecie Gdynia Areny od samego początku i gdyby musiał wygrać różnicą np. 50 punktów, to pewnie by to uczynił.
Niespodziewanie w wyjściowej piątce gospodarzy pojawił się Krzysztof Szubarga. 36-letni rozgrywający ostatni mecz rozegrał sześć tygodni temu i do pełni sił oraz formy jeszcze wiele mu brakuje.
PROWADZENIE OD POCZĄTKU
Po rzucie Dariousa Motena z dystansu Trefl złamał barierę 20 punktów. Sopocki zespół prowadził 41:19, a w Arce nie było komu rzucać. W połowie drugiej kwarty statystyki punktowe zdołali uruchomić tylko Hrycaniuk, Dylewicz, Szubarga i Wadowski. Zaledwie czterech graczy, podczas gdy w Treflu strzelców było w tym momencie dwa razy więcej. Druga kwarta dla Trefla 28:14 i prowadzenie po pierwszej połowie 51:29.
DŁUGA PRZERWA
W przerwie było o czym rozmawiać. Trener Przemysław Frasunkiewicz spędził ze swymi zawodnikami 13 minut. Tak długo zwykle się nie siedzi, chyba, że ma się dużo do powiedzenia. Rozgrzani sopocianie z pewnym niepokojem zaczęli już wypatrywać rywala, który pojawił się na parkiecie 100 sekund przed rozpoczęciem trzeciej kwarty.
Po przerwie sopocianie zachowywali intensywność gry, co przyniosło im podwójną zdobycz. Nie chodziło jednak o „double-double” tylko dwa razy więcej punktów od rywala. Na sześć minut przed końcem trzeciej kwarty Trefl prowadził 68:34.
WETERANI I MŁODZIEŻ
W tym czasie cztery faule miał na koncie Adam Hrycaniuk i trener Przemysław Frasunkiewicz dysponował tak naprawdę tylko jednym graczem podkoszowym. Filip Dylewicz obok wspomnianego Hrycaniuka i Krzysztofa Szubargi był najlepszym strzelcem swego zespołu. Panowie do spółki mają 110 lat…