Czy jesteśmy bezsilni wobec trójmiejskiego układu? Czy powiązania personalne mają wpływ na prokuratorskie postępowania w takich sytuacjach jak sprawa Spółdzielni Mieszkaniowej Morena? M.in. o tym w rozmowie z Olgą Zielińską mówił Gość Dnia Radia Gdańsk, poseł Prawa i Sprawiedliwości Kacper Płażyński. Odniósł się też do miejskich wydatków i sytuacji spółki GPEC.
– Sytuacja w spółdzielni Morena jest podobna do tej z Ujeściska. Przez lata organy ścigania, prokuratura i policja były informowane, co tam się wyprawia. Dopiero kiedy zaangażowały się osoby publiczne, mieszkańcy i minister Ziobro, po kilku miesiącach skonsolidowanej walki, prezes trafił do aresztu i tkwi tam do dziś, z coraz większą liczbą zarzutów na koncie. SM Ujeścisko ma już legalnie wybrane władze i wychodzi na prostą, jeżeli chodzi o zadłużenie – przypomniał analogiczną sytuację Kacper Płażyński.
– Na Morenie też przez lata były składane zawiadomienia do prokuratury, ale śledztwa były umarzane. Prokuratorzy, szczególnie z prokuratury Gdańsk-Wrzeszcz, zachowywali się tak, jak w przypadku spółdzielni z Ujeściska. Powiadomiłem o tej sprawie ministra Zbigniewa Ziobrę. Dostałem pocieszającą informację z Prokuratury Krajowej, że śledztwa zostały przejęte przez Prokuraturę Okręgową. Ktoś zauważył, że dzieje się tam coś złego i mam nadzieję, że teraz pójdzie to szybciej, rzetelniej, bez obaw o matactwa i sprzymierzanie się prokuratury z ludźmi, którzy powinni wylądować za kratkami – stwierdził Gość Dnia Radia Gdańsk.
Poseł Prawa i Sprawiedliwości zauważył też, że w Gdańsku mamy do czynienia z układem. – Mówimy o układzie przestępczym, który ciągnie się jeszcze od czasów komuny. Gdańsk był miastem portowym, więc naturalne, że przestępcy, esbecja, a później byli agenci, np. z WSI, mieli się tutaj dobrze. Przez 30 lat wolnej Polski ten układ jeszcze bardziej się jeszcze zabetonował – podkreślił.
Ta sytuacja wpływa też na omawianą sytuację SM Morena. – Jeśli popatrzymy na życiorysy osób, które są we władzach spółdzielni, to prezes, pan Talaśka był funkcjonariuszem PZPR, sekretarzem w dzielnicy Wrzeszcz, a przewodniczący rady nadzorczej był funkcjonariuszem SB. Trudno więc oczekiwać, że w spółdzielni zajdą zmiany, np. że rada nadzorcza odwoła prezesa, skoro kieruje nią były UB-ek, który tak naprawdę jest „słupem”. Wybór składu rady nadzorczej to była jedna wielka „ustawka” – przypomniał.
Gdański poseł odniósł się też do wydania przez władze miasta 140 tys. złotych na noworoczny mapping na wieżowcu „Zieleniak”. – To sytuacja absurdalna, bo jeszcze niedawno prezydent Dulkiewicz mówiła, że trzeba będzie wyłączać światło w Gdańsku z uwagi na niski budżet. Wydawanie 140 tys. złotych na oświetlenie „Zieleniaka” w sytuacji, gdy jest zakaz wychodzenia z domu w czasie sylwestra, to jest absurd, którego nie jestem w stanie w żaden sposób pojąć. Tego nikt nawet nie miał za bardzo okazji zobaczyć. Gdzie tu logika? Jeśli mamy oszczędzać, to oszczędzajmy, a nie wydawajmy na czyjeś zachcianki. 140 tys. złotych suma, która pomogłaby trzem-czterem mniejszym przedsiębiorcom przetrwać trudną sytuację – wskazał.
Poruszony został też temat spółki GPEC. W ostatnich tygodniach kilkukrotnie mieliśmy do czynienia z awariami ogrzewania i ciepłej wody. 80 proc. udziałów tej spółki ma niemieckie przedsiębiorstwo Stadtwerke Leipzig i to ono czerpie zyski. – To był świetny deal dla miasta Lipsk, a blamaż dla Gdańska, sprzedaliśmy monopol na dostarczanie ciepła. To rzecz niebywała, by infrastrukturę krytyczną wyprzedawać w ręce innego, niemieckiego miasta, które czerpie z tego zyski. To się nie trzyma kupy – zauważył Kacper Płażyński.