Mateusz Bąk w życiu widział mnóstwo. Stał na balkonie World Trade Center, stał też w bramce Lechii na A-klasowych boiskach. Los go nie oszczędzał, ale miał też sporo szczęścia. Jak sam mówi – suma szczęścia i pecha równa się zero. Rozmawiamy o życiu, przygodach, kataklizmie na Maderze, „terroryzmie” w Bułgarii, dojrzewaniu, autorytetach, pieniądzach. Mateusz Bąk mówi otwarcie, w język się nie gryzie, ale stawia też jasne granice. Zdradził, że miał w Lechii trenera, który szpanował przed piłkarzami swoimi osiągnięciami ze wcześniejszych lat, ale jego nazwiskiem podzielić się nie chciał.
Rozmawiamy o jego dzieciństwie i dojrzewaniu, wspólnie zastanawiamy się, czy po śmierci taty miał problem z autorytetami, a może bardziej ich poszukiwał? Pojawia się także wątek brata, który wziął ślub na Hawajach, ale zrobił też jedno z najsłynniejszych zdjęć w historii kibicowskich animozji między Lechią i Arką.
FINANSE I RACHUNKOWOŚĆ
Pojawiają się też wątki finansowe i tutaj Bąk jest bardzo konkretny. Zaczynamy od tezy, którą postawił jego kolega z dawnych lat Krzysztof Bąk. Obrońca zdradził nam, że jego zdaniem średni ligowy piłkarz, jeżeli ma poukładane w głowie, po karierze nie będzie musiał martwić się o przyszłość, bo wcześniej jest w stanie się dobrze zabezpieczyć finansowo.
– Wszystko zależy od tego, jakim jesteś ligowcem. Jeżeli przez 5-6 lat piłkarz zarabia 50-60 tysięcy miesięcznie, ma dobrze poukładane w głowie, to 20 tysięcy skonsumuje, 40 będzie odkładał, po sześciu latach może mieć na koncie 3 miliony złotych. Jak masz głowę na karku i nie spowodujesz przegranego biznesu, to możesz to sobie dobrze poukładać, mieć pasywny dochód na poziomie, strzelam, 15-20 tysięcy, w coś tam się bawić, ale od pierwszego do pierwszego spokojnie starczy – tłumaczy nam Bąk.
„MASZ 37 LAT I JESTEŚ NIKIM”
– Gorzej jest, jak grasz w lidze, zarabiasz 20-30 tysięcy, musisz wynająć mieszkanie, czasem nie płacą, są opóźnienia, niezapłacone premie (a tak się zdarza, że na premie trzeba czekać półtora roku) faktury są wystawione, podatek trzeba zapłacić, a potem czeka się rok na przelew. Wiecie, odkładając „dychę” miesięcznie, nie zbuduje się nie wiadomo jakiego kapitału na przyszłość – dodaje były bramkarz Lechii. – Potem budzisz się w wieku 37 lat i tak naprawdę jesteś nikim, w tym sensie, że nic nie umiesz. Możesz zostać w sporcie, ale równie dobrze może być tak, że trzeba zacząć prowadzić biznes, a Ty tego nie umiesz. Chcesz pójść do pracy, ale kto weźmie 37-latka bez doświadczenia? Zaczynasz życie od nowa – tłumaczy i trudno się z nim nie zgodzić. Przeskok z piłkarza na byłego piłkarza dla wielu był za trudny.
Wątków w rozmowie z Mateuszem Bąkiem jest całe mnóstwo. Posłuchaj: