Droga do półfinału jest otwarta – mówił nam przed meczem z Górnikiem Łęczna Daniel Kajzer. Wiedział, że w ćwierćfinale czeka Puszcza Niepołomice i szansa na duży sukces jest spora. Gdynianie połowę trasy już pokonali. Wertepów nie brakowało, ale żółto-niebiescy mocy mieli pod dostatkiem. Zapewniły ją dwa konie – Adam Deja i Michał Marcjanik. Meczu z Górnikiem Arka mogła się obawiać. To mocny pierwszoligowiec, który pokazał już gdynianom miejsce w szeregu w rundzie jesiennej. Ale gospodarze od początku wyglądali dobrze. Przede wszystkim podobać mogła się decyzyjność Jeżeli była okazja – uderzali, a przodował w tym Adam Deja. W 20. minucie dobrze przyjął sobie piłkę, uderzył w sposób nieprzyjemny dla bramkarza, futbolówka odbiła się tuż przed Maciejem Gostomskim i wpadła do bramki. Pomocnik Arki świetnie wykorzystał panujące warunki, nierówną murawę i było 1:0.
Trzeba zaznaczyć, że wcześniej niebezpiecznie uderzył też Luis Valcarce, a potem kolejne próby oddawał Deja, swoich szans szukali też Maciej Rosołek czy Christian Aleman. Gostomski przed przerwą czujności nie stracił już jednak ani razu. Dwukrotnie stracił ją za to Arkadiusz Kasperkiewicz, który miał spory problem z pojedynkami w powietrzu. Pierwszy błąd konsekwencji nie spowodował, bo Bartosz Śpiączka spudłował w dobrej sytuacji. Za drugim razem tyle szczęścia Arka już nie miała. Po dośrodkowaniu i pojedynku główkowym, w którym lepszy okazał się zawodnik rywali, piłka spadła pod nogi Śpiączki, a ten wpakował ją do siatki. Po pierwszych dobrych minutach Górnik doszedł więc do głosu. Remis do przerwy był wynikiem sprawiedliwym.
W drugiej połowie to gdynianie pokazali więcej konkretów. Do siatki trafił nawet Aleman, ale sędzia słusznie nie uznał bramki, bo wcześniej na spalonym był Mateusz Żebrowski. Gospodarze mieli inicjatywę, stwarzali sytuacje, a – co ważne – im bliżej końcówki, tym bliżej byli bramki. Niewiele zabrakło Marcusowi, który w 82. minucie mógł i powinien trafić do siatki, ale po strzale głową nie trafił nawet w światło bramki.
„SUPER MARCJAN”
Problemów z celownikiem nie miał za to Michał Marcjanik. W 85. minucie znalazł się w polu karnym, piłka idealnie spadła mu na nogę, a on wolejem zdobył pewnie najładniejszą bramkę w swojej karierze. Nie cieszył się szczególnie ekspresyjnie. I gol, i cieszynka były w stylu Mario Balotellego. Brakowało tylko koszulki z napisem „Why Always Me?”, ale może na takie ekstrawagancje jest jeszcze za wcześnie.
Górnik więcej zagrożenia już nie stworzył, rozpaczliwe cztery zmiany w końcówce nie zrobiły na gospodarzach wrażenia. Piłkarzy Dariusza Marca pochwalić trzeba przede wszystkim za decyzje. Nie brakowało im odwagi, wiara w umiejętności i powodzenie oddawanych strzałów przyniosła efekty. Z trasy do finału Pucharu Polski wypadł zespół z Łęcznej, Arka pędzi dalej.