Dariusz Marzec: Największym błędem trenerów jest ciągłe szukanie wymówek. Zawsze jestem szczery z zawodnikami

– Zawsze mówię piłkarzom to, co mam do powiedzenia. Nieraz są to ciężkie rzeczy dla mnie czy dla nich, ale są to rzeczy prawdziwe. Jeżeli coś mi się nie podoba, powiem. Jeżeli chcę, żeby ktoś odszedł, też powiem mu, dlaczego tak myślę. Nie unikam ciężkich rozmów, zawsze byłem szczery i tego się będę trzymał – mówi nam Dariusz Marzec. Szkoleniowiec Arki był gościem Znajomych Ze Słyszenia. Porozmawialiśmy o bieżących żółto-niebieskich tematach, ale nie zabrakło też szerszych refleksji i poglądów. Tymek Kobiela i Paweł Kątnik: Panie trenerze, w skali od 1 do 10 jak bardzo niezadowolony był Pan z gry swojego zespołu w meczu z GKS-em Jastrzębie?

Dariusz Marzec, trener Arki Gdynia: Lepiej tej skali nie używać.

Bo byłaby to ocena wysoka?

No powiem, że byłem niezadowolony, jak my wszyscy.

Na dłuższą metę, co jest dla pana ważniejsze – punkty czy styl? Co pan by wybrał: toporną grę i zajęcie pierwszego miejsca, czy grę ładną dla oka i miejsce w barażach?

Zakładam, że gra będzie dobrze wyglądała, więc nie chciałbym oceniać w ten sposób. Wszystkie mecze w okresie przygotowawczym oraz ten w Pucharze Polski pokazały, że umiemy grać w piłkę. Przyszło jednak takie spotkanie, jak z Jastrzębiem, nie było piękne, ale mamy trzy punkty i z tego się cieszymy.

Ale nie będzie się pan gniewał, jeżeli Arka nie będzie grała ładnie, a będzie zdobywała punkty, prawda?

Przede wszystkim chcemy punktować, ale nasza gra też musi być dobra. Spotkaliśmy się z zespołem, porozmawialiśmy, znaleźliśmy przyczyny gorszej dyspozycji. Trzeba teraz myśleć pozytywnie i iść do przodu.

A mógłby Pan zdradzić, jaka była diagnoza piłkarzy?

Chcemy grać technicznie i murawa nam przeszkadzała, wprowadzała nerwowość. Zespołom teoretycznie słabszym łatwiej jest się bronić. Zawodnicy tacy jak np. Aleman na pewno mają ciężej. Murawa nie pomogła, ale też za dużo było słabych punktów w naszym zespole.

POSŁUCHAJ ROZMOWY Z DARIUSZEM MARCEM:


W bardzo mocnych słowach trener GKS-u Jastrzębie wypowiedział się o pracy sędziego w tym spotkaniu. Pan pewnie bardzo dokładnie widział sytuację z bramką dla Arki. Czy piłka przy podaniu Adama Dei z rzutu wolnego się toczyła?

To jest dobre pytanie. Atmosfera była bardzo nerwowa, a wprowadziła ją ławka Jastrzębia. Przy każdym spornym zagraniu, faulu, wyskakiwali, krzyczeli, wymuszali. Szczerze powiem, że nie widziałem, czy piłka się toczyła. Od razu były krzyki, wrzaski. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.

A jaki jest Pana styl przy ławce rezerwowych? Woli pan reagować na bieżąco, żyć z drużyną, czy raczej zachowywać chłodny dystans?

Nie mam jednego stylu, nigdy sam nie wiem, jak zareaguję. Czasami jestem spokojny, a czasem szaleję. To jest spontaniczne. Raz miałem taki przypadek, że byłem aż za spokojny i zawodnicy po meczu powiedzieli, że nie wiedzieli, co się dzieje.

A zdarza się Panu publicznie krytykować swoich piłkarzy?

Wyjaśniamy wszystko, co się dzieje. Jak mają paść z mojej strony ostre słowa, to na pewno padają.

Ma pan konkretne inspiracje w tym, jakim chce być szkoleniowcem, czy jako dojrzały już człowiek kieruje się Pan tym, co podpowiada rozum, a te inspiracje są już za Panem?

Kiedy zaczynałem pracę szkoleniową, to nie miałem takich wzorców. Dużo czerpię z tego, co czuję, co podpowiada mi intuicja. Patrzyłem na trenerów Kasperczaka, Smudę, Petrescu, którzy byli w Wiśle Kraków, obserwowałem, co oni robią. Kiedyś, po zdobyciu Mistrzostwa Polski juniorów z „Białą Gwiazdą”, wyjechałem z żoną na wakacje last minute. Tam czytałem książkę o zachowaniu wielkich trenerów – Mourinho, Guardioli i chyba też Alexa Fergusona. Uśmiechałem się i pokazywałem książkę żonie, bo były tam rzeczy, które ja robiłem. Nigdy wcześniej tego nie czytałem, ale intuicja dobrze podpowiadała.

A czy jest trener, od którego wyniósł Pan najwięcej? Czy jest ktoś, kto ukształtował Dariusza Marca?

To jest pewne połączenie. Trener Henryk Kasperczak to oaza spokoju, przy nim zaczynałem swoją pracę. Całkowicie inaczej zachowywali się Dan czy trener Franciszek Smuda. Jestem porywczy, na pewno coś mam ze Smudy. (śmiech)

Z Dana Petrescu chyba ma Pan kult pracy fizycznej, bo krążyły legendy o jego morderczych treningach.

Teraz zawodnicy w Arce odczuli, jak ciężką pracę zrobili. Nawet Marcus powiedział mi ostatnio, że w karierze nie miał tak ciężkiego okresu przygotowawczego. Ale dodał też, że pierwszy raz przeszedł ten okres bez kontuzji. To jest pewnym podsumowaniem i rzeczą, która mnie cieszy. Kontuzje i tak były, ale mechaniczne. Urazu mięśniowego doznał tylko na sam koniec jeden zawodnik i to był po prostu pech.

Widzi Pan już efekty tej pracy fizycznej? Czy zespół już wygląda lepiej niż jesienią?

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj