Piłkarze Chojniczanki w Pucharze Polski napisali ładną historię. Nie spektakularną, nawet nie taką, by usłyszała o niej cała piłkarska Polska, ale historię ważną, wartą zapamiętania. – Nie ma co ukrywać, że chciałem pojechać z drużyną na Stadion Narodowy. Popełniliśmy jednak za dużo błędów, Cracovia była lepsza i przygoda się skończyła – mówi nam po spotkaniu z Cracovią trener Chojniczanki Adam Nocoń. Tymoteusz Kobiela: Panie trenerze, mam wrażenie, że pierwsza połowa dała dużo nadziei, ale kiedy w drugiej części meczu Cracovia ruszyła, to Pana zespołowi brakowało argumentów, żeby się postawić. Zgodzi się Pan?
Adam Nocoń: Tak, kluczowe były pierwsze dwie bramki. Uważam, że po pierwszej mogliśmy jeszcze „złapać” Cracovię i ten mecz wcale nie był przez nas przegrany od samego początku. Popełniliśmy za dużo błędów, by móc pokonać zespół z Krakowa.
Czy był taki moment, w którym pomyślał Pan, że na boisku widać tę różnicę dwóch klas rozgrywkowych?
Różnie ten mecz przebiegał. Były momenty, w których byliśmy przeciwnikiem równorzędnym, były też momenty, w których widać było jakość piłkarską w zespole Cracovii. Ale ogólnie rzecz ujmując, mam trochę niedosyt po tym meczu. Uważam, że gdybyśmy uniknęli błędów indywidualnych, to moglibyśmy bardziej postraszyć zespół z Krakowa i – podobnie jak z Zagłębiem – spróbować powalczyć o przejście do następnej rundy. W Lubinie takich błędów nie popełniliśmy, tutaj się one zdarzyły i dlatego Cracovia zasłużenie przechodzi do półfinału.
Zadrżało Panu serce przy strzale w słupek czy przy wyniku 0:3 już tak dużych emocji nie było?
W całym tym meczu zabrakło mi uderzeń zza pola karnego. Wyglądało to tak, jakbyśmy chcieli grać zbyt koronkowo. Z takim przeciwnikiem jak Cracovia, kiedy już dostajemy się do strefy obrony, to powinno się oddawać więcej strzałów na bramkę. Czy zadrżało mi serce? No cóż, przy wyniku 1:3 nigdy nic nie wiadomo, ale chyba było już po balu.
Postawię karkołomną tezę, że to odpadnięcie z Pucharu Polski w dłuższej perspektywie może wam wyjść na dobre. Nie ukrywał Pan, że celem numer jeden jest awans do I ligi. Teraz nie będzie czegoś, co rozpraszałoby zawodników, nie będzie też wyjazdu na Stadion Narodowy na początku maja. Może przez to awans stał się bardziej realny?
Nie no, na Narodowy to bym się z drużyną przejechał, nie ma co ukrywać. Ale mówiłem już wcześniej, że choć Puchar jest fajny, to z tych rozgrywek zawsze się w końcu odpada. To miła przygoda, ale trochę nas wymęczyła. Teraz trzeba skupić się bezwzględnie na lidze. Może rzeczywiście dobrze, że będziemy myśleć tylko o jednym celu.
Co będzie kluczowe w walce o awans?
Ciężko to ocenić. Trzeba równomiernie zdobywać punkty, a my musimy mieć „pazur”, być drużyną skuteczną. Tego nam brakuje i w ofensywie, i w defensywie, takiej determinacji. Może za często wracam do meczu z Zagłębiem Lubin, ale wtedy właśnie podobała mi się ta determinacja i dążenie do celu. To chciałbym widzieć. Takie zespoły awansują, bo sam poziom piłkarski jest bardzo wyrównany.
To może w kluczowych momentach będzie Pan przypominał mecz z Zagłębiem, żeby natchnąć zespół?
Tak, myślę, że to mogę im przypominać, bo bardzo podobali mi się w tym meczu. Zawsze mogę użyć tego spotkania jako argumentu potwierdzającego, że ta drużyna potrafi grać w ten sposób. Myślę, że kiedyś będę miał przygotowaną płytę i użyję jej w ważnym momencie. Za nami fajna przygoda, trzeba podziękować zawodnikom za determinację, którą się wykazali. Cracovia była lepsza, popełniliśmy za dużo błędów i przygoda się skończyła.