Deklaracje o awansie schowajmy między bajki. Bezbarwne 60 minut Arki i nieskuteczność dają remis z Odrą

Fatalne 60 minut i ambitne pół godziny dały Arce zaledwie remis w meczu z Odrą Opole. Zaledwie, bo w końcówce żółto-niebiescy stworzyli sobie kilkanaście sytuacji mogących dać zwycięstwo. Z drugiej strony, przez cztery kwadranse Arka nie stworzyła nic, wyglądała bezbarwnie, dlatego wynik z przebiegu całości jest sprawiedliwy.

O bezradności pierwszej połowy niech świadczy fakt, że Dariusz Marzec już w pierwszych dwóch kwadransach dokonał dwóch zmian. Jedna z powodu kontuzji Adama Deji, druga raczej z przyczyn taktycznych, kiedy Hiszpańskiego zmienił Marcus da Silva.

SPOMPOWANI PO PUCHARZE

Arka zaczęła fatalnie, widoczny był kompletny brak sił spowodowany zmęczeniem po środowej walce w pucharze z Piastem Gliwice. Gospodarze przegrywali piłki w środku boiska, byli o tempo spóźnieni względem rywala, nie było zadziorności, która cztery dni wcześniej dała upragniony bilet do finału PP. I nie ma tu znaczenia zestawienie wyjściowe, taktyka, siła personalna – nie działało nikomu i nic, czy to w obronie czy też w ataku.
Rywal ani nie grał wybitnie, ani nie pokazał nic specjalnego, po prostu umiał wykorzystać indolencję gospodarzy. A ta była przeogromna – patrzenie na siebie, brak decyzyjności, niewytłumaczalne zagrania górą, które nie trafiały do adresata, jeszcze bardziej krytyczne w obronie – Adam Danch i Arkadiusz Kasperkiewicz w co najmniej dwóch sytuacjach prokurowali sytuacje mogące dać gola gościom. Na szczęście Odra nie grzeszyła skutecznością, a przy długich fragmentach kiedy prowadziła, nie miała instynktu, by pogrążyć Arkę.

OBLĘŻENIE DAŁO REZULTAT

Arka musiała trafić choćby raz. Po prostu musiała. Od 50 minuty trwało oblężenie bramki gości. Próbowali Kasperkiewicz, Marcus da Silva, Kacper Skóra, Maciej Rosołek i choć były to bardzo klarowne akcje, żadna z nich nie dawała upragnionego wyrównania. Dopiero Danch w 86 minucie wykorzystał zamieszanie w polu karnym i skierował piłkę do siatki. Później było jeszcze multum szans na prowadzenie, ale gospodarze pudłowali niemiłosiernie. Zamiast radości piłkarzy Arki, na Stadionie Miejskim słyszana był donośny krzyk ich szkoleniowca, który nie mógł uwierzyć, jak podopieczni marnowali kolejne okazje. ‘’Wolsztyn, musisz uderzać!’’ – to tylko ocenzurowana wersja reprymendy, jaką wystosował do swojego piłkarza Dariusza Marzec. Pomocnik wzorem wymienionych wyżej kolegów

AWANS? BĄDŹMY POWAŻNI

Trudno serio traktować deklaracje o awansie, skoro nie wygrywa się z tak dysponowaną Odrą. W obronie ona po prostu sabotowała to, co wywalczyła w pierwszej połowie – opolanie byli nieporadni, wolni, zmęczeni i zapraszali na swoje pole karne żółto-niebieskich z częstotliwością jednej akcji na dwie minuty. A mimo to skapitulowali tylko raz, choć powinni z siedem.

Taki wynik ma jednak dwa wymiary. Bo przecież Arka za tę „mizerię” pokazaną przez 2/3 meczu nie miała prawa wygrać, to byłoby po prostu totalnie niesprawiedliwe. Zresztą sama także miała wiele szczęścia, bo Odra także stuprocentowe szanse dokumentnie niszczyła. Ostatnią Arkadiusz Piech w doliczonym czasie gry.

 

 

24. kolejna Fortuna 1.ligi: Arka Gdynia – Odra Opole 1:1 (0:1)
Bramki: Danch 86′ – Szrek 18′

Arka: Kajzer – Danch, Memić, Marcjanik, Kasperkiewicz – Deja (R. Wolsztyński 39’), Hiszpański (Marcus 31’), Ł. Wolsztyński, Valcarce – Skóra, Rosołek

Odra: Kuchta – Szrek, Kamiński, Wypych, Matuszewski – Trojak, Drewniak – Nowak, Niziołek, Janus.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj