Czy władze Gdańska sprzyjają mieszkańcom, czy może wyłącznie deweloperom? Jak uratować kilkudziesięcioletnie drzewa przeznaczone do wycinki, np. na terenie Dolnego Miasta? M.in. o to Olga Zielińska pytała Gościa Dnia Radia Gdańsk, którym był Przemysław Majewski, radny Prawa i Sprawiedliwości.
– Widząc, że mieszkańcy Dolnego Miasta zbierają podpisy, zadeklarowałem, że będę wspierał ich inicjatywę. Teren na rogu ul. Toruńskiej i Jałmużniczej powinien być przeznaczony na park dla mieszkańców, bo na Dolnym Mieście brakuje takich miejsc – stwierdził Przemysław Majewski.
– Ostatnio w Gdańsku nie mamy do czynienia z partnerstwem publiczno-prywatnym, czyli ze współpracą z deweloperami, tylko z dyktatem deweloperskim. Np. w Dolnym Mieście deweloper Euro Styl ma zrealizować 18 celów komercyjnych, a tylko sześć publicznych. Te drugie to tereny zielone, postawienie żłobka i centrum aktywizacji lokalnej. Są to więc miękkie cele publiczne, na które przeznaczono zaledwie 50 milionów złotych i twarde cele komercyjne warte 270 milionów – wyliczał miejski radny. – Przy takich proporcjach nie ma mowy o równorzędnych partnerach, tylko o dyktacie, gdzie deweloper decyduje o tym, co zostanie wybudowane – dodał.
Przytoczył przy tym przykład galerii handlowej Forum Gdańsk. – Ile lat czekamy już na skończenie Kunsztu Wodnego? Miasto kompletnie na tym nie panuje. Centrum handlowe z kinami mamy oddane od dawna, a cele publiczne odstawione są na dalszy plan. Inwestor się nie wywiązuje. Czy władze Gdańska potrafią egzekwować zapisy z umowy? To pokazuje, że nie – ocenił Przemysław Majewski.
– Problem z konsultacjami z mieszkańcami pojawia się od wielu lat. Niedawno była mowa o zabudowie pasa nadmorskiego w Brzeźnie, gdzie miasto chce budować z deweloperami hotelowce, mieliśmy też sytuacje na ul. Powstańców Warszawskich czy Pomorskiej. Nie wspomnę już o południowych dzielnicach Gdańska, gdzie mieszkańcy muszą się upominać o każdy skrawek zieleni. My, jako radni miejscy, nie powinniśmy dopuszczać do tego dopuszczać, stąd nasze pełne wsparcie dla inicjatywy z Dolnego Miasta – podkreślił Gość Dnia Radia Gdańsk.
– Miasto Gdańsk nie zdaje egzaminu z zakresu ochrony terenów zielonych. Komitet wykonawczy, którego zarządzającym miał być prezydent Borawski, działa niejawnie. Okazuje się, że są tam ci sami urzędnicy, którzy wydają zgodę na wycinkę – zauważył. – Społecznicy muszą dopominać się o to, jakie decyzje zostały przeanalizowane przez ten komitet, czy doszło do zmiany jakiejś decyzji. Okazuje się, że nie. Miasto wychodzi z założenia, że jeśli ktoś zgłasza się z wnioskiem o wycinkę, to dostaje zgodę – dodał.