Miało być trzecie zwycięstwo z rzędu, była gorzka porażka z beniaminkiem i zamiast jazdy w górę tabeli „jazda” kibiców po trenerze i piłkarzach. Teraz Arkę czeka teoretycznie trudniejsze spotkanie, bo Odra Opole to aktualnie zespół z czołówki Fortuna 1. Ligi. – Nie ma się co czarować i mówić, że spokojnie, bo nic się nie dzieje. Każdy mecz dla nas jest na wagę złota – zaznacza przed spotkaniem trener Dariusz Marzec. Arka miała z Górnikiem Polkowice wygrać bez większego trudu. We wcześniejszej kolejce po dobrym meczu pokonała Widzew Łódź, a w pamięci można było mieć też pucharowe spotkanie z aktualnym beniaminkiem. Rok temu gdynianie wygrali z Górnikiem 5:0. Tym razem jednak nie potrafili zdobyć nawet punktu.
– Stworzyliśmy nieprawdopodobne sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy. W ostatnie mecze nie wchodziliśmy zbyt dobrze, a w Polkowicach chcieliśmy za wszelką cenę szybko zdobyć bramkę. To się nie udało, straciliśmy gola i wkradła się nerwowość. Popełniliśmy przy bramkach straconych szereg błędów – analizował trener Dariusz Marzec.
NIE POTRZEBA PSYCHOLOGA
Po raz kolejny gdynianie nie potrafili jako pierwsi strzelić gola. To sytuacja w tym sezonie właściwie stała. Żółto-niebiescy początki mają fatalne. – Zabrakło nam otwarcia wyniku na naszą korzyść. Mieliśmy dwie dogodne sytuacje, powinniśmy je zamienić na bramki. Ciężko było odrobić, bo Górnik się cofnął, prowadząc 2:0 – tłumaczył Adam Deja.
– Nie potrzeba psychologa. Chłopaki wiedzą, czego chcą, są mocni, ale sami są też źli z powodu tego, co się wydarzyło. To jest kwestia „wystrzelenia”. Myśleliśmy, że pójdziemy za ciosem po meczu z Widzewem, ale przydarzyła się porażka z Górnikiem. Miejmy nadzieję, że już do tego nie wrócimy – mówił Marzec. – Każdy z nas wie, jakie są oczekiwania w klubie, gramy o awans. Mamy dobry zespół, musimy to pokazywać w każdym meczu – dodał Deja
POSŁUCHAJ ROZMOWY Z BYŁYM PIŁKARZEM ARKI RAFAŁEM WOLSZTYŃSKIM:
ZACHWIANY BALANS NA BOISKU?
Od początku spotkania z Górnikiem poza bramkarzem i trzema stoperami szkoleniowiec postawił na zawodników bardzo ofensywnych. W środku pola ustawił Adama Deję, Christiana Alemana, Huberta Adamczyka i Marcusa, na wahadłach Olafa Kobackiego i Mateusza Żebrowskiego, a w ataku Karola Czubaka. Każdy z nich bardziej zainteresowany jest atakiem niż obroną, ale zdaniem szkoleniowca zestawienie było optymalne.
– Wszystko mieliśmy poukładane, a bramki straciliśmy w nieprawdopodobnych okolicznościach. To było coś, co normalnie zespołowi się nie przytrafia. Zagraliśmy ofensywnie, bo jak mamy grać z zespołem słabszym od nas? – pytał retorycznie Marzec.
CZUBAK WYCZERPANY
Zdziwienie kibiców budziły z kolei zmiany. Już w przerwie zeszli Karol Czubak i Marcus, a weszli Adam Danch i Luis Valcarce. Gdynianie musieli odrabiać straty, a roszady przesuwały ciężar w stronę defensywy.
– Karol przyszedł do nas niedawno, odbył niewiele jednostek treningowych, jest po urazie. Rozegrał praktycznie cały mecz z Widzewem Łódź i kosztowało go to bardzo dużo. Widać było, że w Polkowicach to nie był „ten Karol”. Organizm został wyczerpany, dalsze go obciążanie mogłoby spowodować stratę zawodnika na dłużej. On nie jest w tej chwili w stanie grać co trzy dni – tłumaczył Marzec, który do zmiany Marcusa się nie odniósł.
TRENER NA MINIE
Po meczu, ale też w świetle słabego początku sezonu, pojawiły się spekulacje, że Marzec może stracić pracę. Jak na nie zareagował?
– Nie interesują mnie takie doniesienia. Trener zawsze siedzi na minie i ona prędzej czy później odpala. Oby jak najpóźniej, ewentualnie z końcem sezonu, kiedy wszystko będzie dobrze. Są nerwy, to jest normalna rzecz, denerwujemy się, bo punkty nam uciekają. O spekulacjach mogę powiedzieć jedną rzecz – bardzo wielu trenerów ma przychylnych redaktorów, którzy przypominają o nich po jednej porażce innego szkoleniowca. Tak było w Stali Mielec, co chwilę pojawiały się nazwiska. Trzeba wytrzymać ciśnienie, ja na takie spekulacje kompletnie nie patrzę – zakończył Marzec.
Okazję do poprawy swojej pozycji dostanie już w sobotę. Arka o 12:40 zagra u siebie z Odrą Opole.