Grupa Sierleccy Czarni Słupsk zapisują kolejny, wspaniały rozdział w swojej najnowszej historii. Pokonali mistrzów Polski Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski 88:80. Mają już cztery wygrane z rzędu, są obok Anwilu jedyną niepokonaną drużyną w lidze i nikt za bardzo nie rozumie, co się tutaj dzieje.
Czarni działają jak automat i to świetnie funkcjonujący. Czwarty mecz z rzędu, którego przebieg jest bliźniaczo podobny do poprzednich. W pierwszej połowie słaby lub nienadzwyczajny start, potem badanie przeciwnika, a w drugiej połowie efektowne odrabianie strat i wreszcie dominacja w końcówce. Podobnie było w meczu ze Stalą Ostrów, aktualnym mistrzem Polski. drużyną zbudowaną z myślą o obronie tego mistrzostwa, która ma nad Czarnym przewagę we wszystkim: w wysokości budżetu (około trzykrotną), klasie sportowej graczy (teoretycznie) i – co ważne we współczesnej koszykówce – przewagę fizycznego atletyzmu. Jak się okazuje, nie są to jednak przewagi nie do pokonania.
(fot. Radio Gdańsk/Krzysztof Nałęcz)
PECH MACIEJA KUCHARKA
W takich warunkach takie spotkanie to prawdziwa bitwa. Mecz mający dramaturgię, zwroty akcji, wzloty i upadki drużyn oraz poszczególnych graczy. Pierwszy odsłona dramatu wydarzyła się już na samym początku, tuż przed końcem czwartej minuty. Skrzydłowy Czarnych Maciej Kucharek w ostrej walce pod koszem rywali zderzył się z jednym z nich, upadł na boisko i po chwili został z niego zniesiony. Za moment później potężny okład z lodu znalazł się w najbardziej newralgicznym miejscu ciała każdego koszykarza – na kolanie. Niewiarygodny pech Macieja Kucharka, który wcześniej leczył wiele kontuzji i była nadzieja, że w Słupsku będzie inaczej.
Trener Mantas Cesnauskis na pomeczowej konferencji zamiast w euforii były załamany. – Strasznie mi żal Kucharka. Chłopak niewiarygodnie ciężko pracuje na treningach i nie zasługuje na to, co mu się przytrafia. Oby ta kontuzja nie okazała się groźna. O losie gracza więcej będzie wiadomo w poniedziałek, po tym, jak przejdzie on badanie rezonansem magnetycznym.
PIERWSZY MOCNY CIOS STALI
Tymczasem mecz potoczył się dalej, bez ważnego ogniwa gospodarzy, jakim jest Kucharek. W tej sytuacji więcej minut na boisku spędzali rezerwowi, ale nie zawodzili. Komentujący mecz, musieli więc często mówić o: „licznych indywidualnych pojedynkach 20-latka Błażeja Kulikowskiego z Vangelisem Mantsarisem” i każdy, kto koszykówkę śledzi głębiej, musi dostrzegać nierealność tej słownej frazy. Mantsaris to swego czasu koszykarski top Europy. Osiem sezonów spędzonych w Olympiakosie Pireus, mistrzostwa Euroligi i tytuły mistrza Grecji oraz dziesiątki spotkań rozgrywanych w nie takich „kotłach” jak hala Gryfia. Mówienie o tym koszykarzu „sportowy emeryt” jest równie nieprawdziwe co niesprawiedliwe. Urodzony w roku 1990 Grek to przede wszystkim ciągle gracz świetny, o znakomitym rozumieniem koszykówki, elegancji i kulturze gry niespotykanej w PLK oraz ogromnym doświadczeniu. Tyle, że prezentuje się on na początku sezonu tak, jak cała Stal, czyli nienadzwyczajnie.
– Nie wiem, co się dzieje. Kolejny mecz, w którym w drugiej połowie nie istniejemy. Musimy szybko sprawić, aby nasza gra wyglądała dobrze przez cały mecz – mówił po spotkaniu Radiu Gdańsk skrzydłowy Damian Kulig, który akurat zagrał w niedzielę świetnie.
Były reprezentant Polski siał spustoszenie pod koszem Czarnych, zdobył 20 punktów i całkiem dobrze spisywał się w obronie, wykorzystując swoje przewagi nad zwykle niższymi rywalami.
KONCERT DRUGIEJ POŁOWY
To było jednak za mało na znów genialnych w drugiej połowie gospodarzy. Choć w pierwszej odsłonie przegrywali tradycyjnie dwucyfrową różnicą punktów (19:30 i 34:46), nic sobie z tej przewagi nie robili. Po kapitalnej trzeciej kwarcie, trzyminutowej sekwencji meczu wygranej 15:2 i rzucie za trzy z faulem niezmordowanego Jakuba Musiała Czarni remisowali 59:59.
Większość graczy miała w tym swój udział. Beau Beech trafiał bardzo trudne rzuty za trzy, a swój rekord punktowy sezonu znacznie poprawił Kalif Young, który do 14 punktów dołożył 5 zbiórek. Wreszcie ławka rezerwowych – to był ich dzień! W drugiej kwarcie mieliśmy sytuację dotąd w ekstraklasie niespotykaną. W jednym momencie na boisku było aż trzech graczy ze składu Czarnych, którzy wywalczył awans z I ligi – Kulikowski, Adrian Kordalski i Dawid Słupiński. Kordalski udowodnił, że w ekstraklasie potrafi zagrać to, co umie najlepiej – z łatwością minąć obrońcę i efektownie podać do kolegi zdobywającego łatwe punkty.
Samego siebie przeszedł Słupiński, który stanął na wysokości zadania w momencie, kiedy rywale świetnie wyłączali z gry Mikołaja Witlińskiego. W nieco ponad 13 minut na boisku zdobył 11 punktów, zaliczył 4 zbiórki i gdyby w dwóch-trzech innych sytuacjach zachował trochę więcej zimnej krwi, efekt jego występu byłby jeszcze bardziej okazały.
MARSZ PO ZWYCIĘSTWO
Po trzech minutach czwartej kwarty Czarni wyszli na prowadzenie o jeden trzypunktowy rzut i drużynie Igora Milicia widmo drugiej w sezonie porażki zajrzało w oczy. Stal starała się i była nawet skuteczna. Trafiali z dystansu Denzel Andersson i Trey Drechsel, ale na wszystko odpowiedź znajdowali gospodarze. Mieli także coś, czego Stali zabrakło – wielką wolę walki i determinację. O tym świadczy choćby ta jedna statystyka – 13 zbiórek w ataku Czarnych przy czterech rywali.
Groźny miał być znakomity James Florence, który w tym sezonie potrafił trafić osiem razy za trzy punkty w meczu z Astorią Bydgoszcz. W Słupsku nie oddał nawet jednego trzypunktowego rzutu. To też świadczy o taktycznym przygotowaniu do meczu zespołu trenera Cesnauskisa.
I znowu zatrzymać się trzeba przy Marku Klassenie, który tej taktyki okazuje się idealnym realizatorem. Znów był kreatorem gry (6 asyst), zdobywcą punktów (25) i wojownikiem pod tablicami (7 zbiórek, najwięcej w drużynie). Po końcowej syrenie schodził z boiska niczym najciężej utrudzony żniwiarz. Nawet nie miał siły, aby się cieszyć.
– My sobie to zwycięstwo wybiegaliśmy i zagraliśmy w drugiej połowie idealnie w obronie. Było ciężko, jestem bardzo zmęczony, ale dla takich kibiców da się zrobić wszystko – powiedział po meczu kapitan drużyny Czarnych.
A TERAZ POCHWAŁY OD WSZYSTKICH
Czarni obok Anwilu są w lidze jedną z dwóch drużyn bez porażki. Rośnie licznik zwycięstw słupskiej drużyny i kurczy się drastycznie liczba przymiotników, którymi można obdarzać graczy. Wspaniali, doskonali, waleczni, ambitni. Na kolejne mecze trzeba szukać nowych określeń. Czarni są absolutną rewelacją początku rozgrywek. Ostatni sceptyczni specjaliści i fachowcy od koszykówki pozbyli się wątpliwości. Na koniec oddajmy niektórym z nich głos.
Jakub Wojczyński (Przegląd Sportowy): Sensacyjny beniaminek po czterech kolejkach nadal jest niepokonany. Jeśli wyniki Anwilu są małym zaskoczeniem, to rezultaty beniaminka należy uznać za sensację.
Agnieszka Łapacz (Magazyn Koszykarski): Ale to jest kawał dobrej roboty. Ci Czarni to prawdziwy ogień.
Karol Wasiek (Sportowe Fakty): Nie wierzę! Czarni znów to zrobili! Wygrali z mistrzem Polski 88:80! Szacunek! Są niesamowici.
Czarni: Beech 10(2×3), Klassen 25(4), Witliński 2, M. Kucharek 0, W. Garrett 18 oraz Słupiński 11, Young 14, Kordalski 0, J. Musiał 8(2), Kulikowski 0
Stal Ostrów: Palmer Jr. 15(1), Andersson 9(2), Drechsel 12(4), Young 11, Kulig 20(1) oraz Mokros 2, Florence 6, Wadowski 5(1)