Polskie firmy nieprzygotowane na program ochrony „sygnalistów”? Eksperci o panice, popłochu i… filmie Barei

Kto zgłosi nieprawidłowości, zachowa etat czy kontrakt, choćby wcześniej miał być zwolniony. Do 17 grudnia wszyscy pracownicy bez względu na wielkość firmy, w której są zatrudnieni, będą mogli skorzystać z ochrony przysługującej tzw. sygnalistom. Tak wynika z unijnej dyrektywy. Czy polskie firmy są gotowe na nowe prawo?

O tym rozmawialiśmy w programie „Ludzie i Pieniądze”. Gośćmi Iwony Wysockiej byli Tomasz Limon, prezes Pracodawców Pomorza i Robert Raszczyk, dyrektor Brands Polska.

– Sytuacja jest dosyć skomplikowana w tej chwili – odpowiadał Tomasz Limon. – To jest ostatnia chwila, żeby wdrożyć tę procedurę sygnalistów, przygotować dokumenty i regulaminy. Niestety, firmy budzą się w ostatniej chwili. Zaledwie 10 proc. firm deklaruje gotowość do wdrożenia tej procedury. W tej chwili panicznie trwają szkolenia, konsultacje, firmy pytają również naszą organizację. Sytuacja jest trudna, ale wydaje mi się, że polskie firmy zdążą się przygotować – dodawał.

– Zastanawiam się, czy osoba będąca sygnalistą, będzie również ponosiła jakiekolwiek konsekwencje, jeżeli narazi firmę na utratę reputacji – zaznaczał Robert Raszczyk. – Nie wiem, w jaki sposób miałoby to być regulowane. Nie boje się tego typu osób, nie mam sobie jako przedsiębiorca nic do zarzucenia. Ale sama ta funkcja kojarzy mi się z filmem Barei „Nie ma róży bez ognia”, gdzie jeden z uczniów wstawał i mówił, kto nie jest przygotowany do lekcji. Tak dużo narosło niejasności wokół tego, tak późno jest to komunikowane przedsiębiorstwom, że nie dziwie się, że popadamy w popłoch – mówił.

 
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj