10 wygrana w sezonie Grupy Sierleccy Czarni Słupsk. Rywal, GTK Gliwice, starał się jak mógł ale przez cały mecz widać było różnicę między oboma zespołami. A dzieli je przestrzeń prawie całej drabiny tabeli. Mimo to, wygrana Czarnych 84:74 jest bardzo cenna.
W niedzielnym meczu Czarni ruszyli do gry z wielkim animuszem od pierwszych sekund aby sprawę załatwić względnie szybko – czyli uzyskać znaczącą przewagę, a potem kontrolować mecz. Ale tak jak z werwą ruszyli, tak zakopali się wszystkim kołami w nieskuteczności. Brakowało nie tylko precyzji rzutowej, ale zwykłej dbałości o dokładne podanie, lepsze ustawienie, aktywniejszą grę bez piłki.
GRA NIE TYLKO DLA OCZU
Dopiero w drugiej połowie I kwarty plan zaczął się jakoś kleić. Pressing na rywalu skutkował przechwytami i łatwymi punktami, które dały gospodarzom na koniec pierwszej odsłony aż 11-punktową przewagę. Cóż z tego, kiedy szybko ją roztrwonili w kwarcie drugiej. I już do końca tak wyglądał ten mecz: odskok na 10-12 punktów gospodarzy i powrót do przewagi 5-6 punktowej, ciągle dającej rywalom nadzieję na sukces. Na szczęście nie doszło ani razu do oddania prowadzenia. Kiedy niebezpieczeństwo nadciągało niczym ciemne chmury przed burzą, do wyładowania nie dochodziło. Słońce w hali Gryfia przywracały, a to trójka Bo Beacha, a to skuteczny wjazd na kosz Billy Garreta. Wszystko razem w efekcie dało najważniejsze – 10 wygraną w sezonie.
Jednak jest coś takiego w grze Czarnych, że zatraciła ona pewien błysk, element nowości, pomysłowości i naturalnej świeżości. Wydaje się, że pewne schematy, zagrywki, pomysły zużyły się. Stąd mamy momentami grę wolną, niebezpiecznie zbliżającą się do ślamazarnej, dużo grania indywidualnego i „holowania” w nieskończoność piłki. Kończy się to wraz z czasem na rozegranie akcji desperackimi akcjami indywidualnymi, przeważnie nieskutecznymi. Do tego dochodzi wspomniana słaba skuteczność z dystansu. Chciałoby się od razu powiedzieć – „mniej rzucania”, ale ten pomysł nie wytrzymuje konfrontacji z faktem, że wypracowane pozycje są czasami całkiem dobre, więc koszykarski rozsądek słusznie podpowiada – „rzucać”.
WYGRANA POD TABLICAMI
Na szczęście Czarni ciągle potrafią długimi okresami dobrze bronić zespołowo, i to w zupełności wystarcza na drużyny pokroju GTK Gliwice. Pozwala to bowiem ukryć niedostatki ataku.
W tym meczu można było mieć pewne obawy co do gry pod koszami. Potężny, czy raczej arcypotężny, Demonte Dodd (211 cm) i bardzo solidny Szwed Adam Ramsted budzili respekt. Dodd wprawdzie złapał i dobił kilka bezpańskich piłek, a kilka razy dosłownie zdjął je jak czapki z głów słupszczan, jednak podkoszowy duet Czarnych – Kalif Young i Mikołaj Witliński był tego dnia solidniejszy. Uskładali do spółki 22 pkt i 10 zbiórek i walczyli pod koszem nieustępliwie. Na tyle skutecznie blokowali rywali, że piłki po niecelnych rzutach padały łupem koszykarzy z niższych pozycji.
M.in. dzięki temu Billy Garrett do swoich ponadprzeciętnych 21 punktów dołożył aż 10 zbiórek. W rubryce asyst pojawiła się u niego liczba 7, co spowodowało, że statystyczny wstęp Garretta bliski był trzech dwucyfrowych zdobyczy, czyli rzeczy w koszykówce rzadkiej. Garrett wywiązał się też dobrze z roli kreatora gry, gdyż pomysłem na brak skuteczności zespołu znowu było częste powierzanie roli egzekutora rozgrywającemu Markowi Klassenowi. A ten ponownie wywiązał się z tej roli średnio (8 pkt). Raz tylko zadała tej krytycznej opinii całkowity kłam, trafiając do kosza zza połowy boiska, zaledwie sekundę przed końcem III kwarty.
Niestety na razie punktowym łowcą nie jest wbrew oczekiwaniom Marcus Lewis, nowy nabytek klubu. Jego drugi występ w Czarnych był i dłuższy ( 24 min.) i ogólnie lepszy. A to parę razy włożył „szybkie” ręce gdzie trzeba notując przechwyt, a to wykreował nieszablonową akcję i dobre podanie. Ale clou w postaci punktów, zabrakło. Nie pozostaje nic innego jak cierpliwie czekać na nie tylko lepszą ale i skuteczniejszą grę.
TRENER SEWERYN SPISAŁ SIĘ
Sytuacja wynikająca z zawieszeniem trenera Mantasa Cesnauskisa na trzy mecze, postawiła przed jego asystentem Łukaszem Sewerynem niełatwe zadanie poprowadzenia zespołu jako I trener. Z tego zadania wywiązał się wzorowo odnosząc zwycięstwo. Chyba największym jego atutem okazała się zimna krew, której nie stracił bodaj ani razu. Kiedy rywal dochodził na bliższą odległość, reakcja była przeważnie skuteczna. Po meczu trener dziękował zbiorowo wszystkim asystentom (w tym Mirosławowi Lisztwanowi, który na ławce trenerskiej w ekstraklasie pojawił się pierwszy raz od prawie czterech lat), którzy byli dla niego ważnym wsparciem.
Z występu swojego zespołu zadowolony był też trener rywali Robert Witka, który ocenił występ GTK jako jeden z lepszych ostatnimi czasy i jest nadzieją na lepszą przyszłość.
Do końca I rundy rozgrywek został Czarnym jeden mecz. W sobotę zagrają ze Spójnią Stargard o nietypowej godzinie, bo o 15.30. Ewentualna wygrana pozwoli Czarnym poprawić i tak już rewelacyjny bilans w tej części rozgrywek. Ale mecz zapowiada się jako bardzo trudny.
Grupa Sierleccy Czarni Słupsk – GTK Gliwice 84:74 kwarty: 24:13, 15:21, 26:22, 19:18
Czarni: Garrett 21, Beech 14(2×3), Witliński 11, Musiał 10(2), Klassen 8 (2) oraz Słupiński 5(1), Lewis 4, Kalif Young 11, Jankowski 0.
GTK: Hinds 18(2), Stumbris 15(1), Fortune 14(1), Dodd 8, Put 6, Radwański 4 oraz Ramstedt 7, Gołębiowski 2, Wiśniewski 0
Krzysztof Nałęcz