Czy w Polsce byłoby możliwe skrócenie czasu pracy? „Obecny, ośmiogodzinny system został wymyślony sto lat temu”

Polacy pracują tygodniowo dłużej od kolegów z Europy Zachodniej, a tymczasem to praca tych drugich jest efektywniejsza. Tak wynika z raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego. O tym, czy wprowadzenie krótszego czasu pracy byłoby możliwe w Polsce, Iwona Wysocka rozmawiała z Tomaszem Limonem, prezesem Pracodawców Pomorza oraz Piotrem Urbańczykiem, wiceprezesem firmy Impel.

– Wydaje się, że to możliwe. Obecny, ośmiogodzinny system pracy został wymyślony blisko sto lat temu. W tej chwili poprzez zmiany technologicznie świat się zmienia i nie wymaga to już tego, byśmy pracowali osiem godzin. Udowodniły to badania, które przeprowadzono między innymi w Wielkiej Brytanii. Efektywność pracy nie jest zależna od liczby godzin przepracowanych. Wydaje się zasadnym, że można zmienić liczbę godzin pracy tygodniową lub na przykład pozostać przy ośmiogodzinnym trybie pracy, ale dać jeden dzień wolny – analizował Tomasz Limon.

– To jest odległa pieśń przyszłości. Mamy bardzo niski poziom bezrobocia. To co obserwujemy, to trend odwrotny. Pracujemy dłużej niż jest podane w badaniu. To wynika z różnych rzeczy. Eksperymenty ze skróceniem czasu pracy dotyczyły tylko sektora publicznego, a nie sektora przemysłowego. Mieszkańców Islandii jest kilkaset tysięcy, mogą oni sobie pozwolić na krótszy czas pracy. Idea jest szczytna, każdy z nas chciałby pracować krócej za te same pieniądze. W realiach, kiedy mówimy o innych sektorach niż publiczny, brakuje nam rąk do pracy – komentował Piotr Urbańczyk.

W rozmowie poruszono także wątek zakończonego sporu w sprawie kopalni i elektrowni w Turowie.

– Kwota została naliczona i zostanie potrącona z przelewanych do Polski z Unii Europejskiej funduszy. Nie ma podstaw, by Komisja Europejska zrezygnowała z potrącenia tych środków. Sytuacja Turowa to przykład realizowania zasady „jakoś to będzie”. Po tym porozumieniu z Czechami lądujemy z tym, że musimy zapłacić 60,5 mln zł plus odsetki. Zobowiązaliśmy się, że zapłacimy Czechom 45 mln euro. Poza tym musimy zbudować barierę i wał ziemny, zabezpieczający mieszkańców tego regionu. Co ciekawe, zobowiązaliśmy się też do prowadzenia systemu monitoringu. Tak długo, jak długo ta kopalnia będzie funkcjonować, będziemy pod specjalnym nadzorem. Zamiast myśleć wcześniej i zbudować ten wał, lądujemy z kosztami ekstra – zaznaczył Piotr Urbańczyk.

– Aktualne porozumienie zostało wdrożone na otarcie łez. Można było się z Czechami dogadać wiele lat temu, problem narastał coraz bardziej. Czesi złożyli skargę do TSUE, kary były naliczane, nasz rząd nic z tym nie zrobił. Obecne porozumienie jest wypracowane przez osobę, która dołączyła do rządu, mianowicie Annę Moskwę. To jej osobisty sukces, że doszło do tego porozumienia. Lepiej późno niż wcale, konsekwencje tego są ogromne. Musimy zapłacić Czechom wiele milionów, wybudować bariery. Będzie to trwało latami, w pewnym momencie może się okazać, że poprzez system monitorowania nie spełnimy wymogów, które nam to porozumienie narzuciło – podkreślał Tomasz Limon.

Prowadząca audycję Iwona Wysocka zauważyła, że z drugiej strony nie wiadomo, jakie ponieślibyśmy koszty w przypadku zaprzestania wydobywania węgla. – Nie mielibyśmy potrzebnej energii. Sprawa nie była łatwa. Wiadomo, że Polska będzie odwoływać się od kar. Miejmy nadzieję, że uda się coś w tej materii zdziałać – zaznaczyła.

 

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj