Sprawa słupskich archeologów przed Sądem Okręgowym w Koszalinie. Proces dotyczy aktu oskarżenia, który Prokuratura Regionalna w Gdańsku skierowała do sądu w 2018 roku.
Proces nie mógł się rozpocząć, bo jedna z oskarżonych osób jest blisko spokrewniona z sędzią ze Słupska. Kolejni sędziowie wyłączali się z udziału w sprawie, w końcu proces przeniesiono do Koszalina. Prokuratura postawiła trzem osobom ponad trzysta zarzutów. Dotyczą między innymi fikcyjnych badań archeologicznych, wręczania korzyści majątkowych i fałszowania dokumentacji. Przyspieszało to wykonanie różnych inwestycji.
Sprawa dotyczy lat 2005-2012. Jedna z oskarżonych w procesie osób była pracownikiem Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Słupsku. Urzędniczka „pomagała” inwestorom polecając im zaprzyjaźnionych archeologów. Potem urzędniczka i archeolodzy dzielili się pieniędzmi od inwestorów. Część kwot trafiała na konto założonej przez urzędniczkę fundację. Badania archeologiczne dotyczyły inwestycji infrastrukturalnych, budowy kanalizacji sanitarnej czy wodociągów, światłowodów, a także dróg czy budynków, w tym punktów i galerii handlowych. Potem dokumentację archeologiczną odbierała i akceptowała z podległego sobie terenu urzędniczka WUOZ w Słupsku.
Suma korzyści majątkowych zdaniem prokuratury sięgała miliona siedmiuset tysięcy złotych. Przed Sądem Okręgowym w Koszalinie oskarżeni odmówili składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.
Sędzia Sylwia Dorau-Cichoń odczytywała wyjaśnienia oskarżonych. Wynika z nich między innymi, że w latach 2005 -2011 pomiędzy rachunkami bankowymi oskarżonych oraz fundacji krążyły kwoty od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych.
„To były łapówki, teraz wiem, że było to też pranie pieniędzy” – odczytywała wyjaśnienia jednej z oskarżonych sędzia.
W sprawie przesłuchanych ma być 175 świadków. Oskarżonym grozi do dziesięciu lat pozbawienia wolności.
Przemysław Woś/kan