Wczesnym rankiem 24 lutego zaczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę. Dzień wcześniej holenderscy koszykarze odbyli trening przed meczem, który mieli rozegrać z Rosjanami. Gdy na ukraińskie miasta spadały bomby, w Permie odbył się mecz eliminacyjny do Mistrzostw Świata w koszykówce.
Spotkanie zakończyło się przegraną gości 69:80, co jednak nie miało znaczenia wobec tego, że od rosyjskich kul ginęli niewinni ludzie. Yannick Franke, reprezentant Holandii i zawodnik Trefla Sopot, uczestniczył w tamtym spotkaniu. W rozmowie z Karoliną Sołtaniuk opowiada o rozterkach, które przeżywał wraz z kolegami.
Karolina Sołtaniuk: Podczas rosyjskiej inwazji na Ukrainę byłeś wraz ze swoją holenderską drużyną w Permie, by zagrać kwalifikacyjny mecz do Mistrzostw Świata. Widzieliśmy nagłówki gazet: „Zagrali pomimo rosyjskiej inwazji”. Jakie były Twoje pierwsze myśli w czwartkowy poranek?
Yannick Franke: W czwartkowy poranek nie myślałem za dużo na ten temat. Pojechaliśmy tam razem jako drużyna. Dziwny czas. To był wczesny ranek, ponieważ byliśmy cztery i pół godziny do przodu. Myślę, że Europejczycy jeszcze nie wstali lub nie wrócili z pracy, więc byliśmy zdani na siebie i musieliśmy sami decydować, co należy zrobić. To było dziwne w tym sensie, że w mediach przed naszym wylotem były już sugestie, że może się wydarzyć to, co się stało. Zapytaliśmy FIBĘ, naszą federację, czy będzie bezpiecznie, jeśli pojedziemy do Rosji. Otrzymaliśmy zgodę. Oczywiście zawsze się martwisz. Ten poranek był trochę chaotyczny, ale myślę, że jako drużyna poradziliśmy sobie z tym naprawdę dobrze.
Co stało się później? Poszliście na trening i po prostu skupialiście się na meczu?
Było ciężko. Mieliśmy poranny trening i wszystko było całkiem normalnie do momentu, kiedy nasz menedżer odbył spotkanie z koordynatorem FIBY, który był z nami w Permie. Rozmawiali o tym, co zrobimy, co byłoby najlepsze. Wrócili do nas i przekazali informację, że wszystko będzie dobrze, że jeśli zagramy, to zagwarantują nam bezpieczeństwo na miejscu aż do momentu, kiedy wrócimy do domu. Podjęcie decyzji zajęło nam przynajmniej trzy godziny. Ostatecznie zdecydowaliśmy się zagrać. Okoliczności miały ogromny wpływ na mecz, ponieważ zamiast zjedzenia lunchu po porannym treningu i skupieniu się na sobie oraz grze musieliśmy odbyć cztery spotkania, na których rozważaliśmy, co należy zrobić. Myślę, że to nam nie pomogło, co oczywiście nie może być wymówką, ale to było szaleństwo.
W oficjalnym komunikacie mogliśmy przeczytać, że lot do domu był możliwy dopiero po meczu, a podjęte decyzje podyktowane były tylko Waszym bezpieczeństwem.
Powiedzieli nam, że kolejny lot jest następnego dnia, a mecz i tak miał się odbyć o 21:00. Ludzie mają różne opinie na ten temat, ale z tego względu, że i tak nie mieliśmy jak wcześniej wrócić, nic by się nie zmieniło. Gwarantowano nam bezpieczeństwo w czasie meczu, a także bezpieczny powrót do domu. Zawsze powtarzam: musisz przemyśleć sprawę, rozważyć możliwe skutki zanim podejmiesz ostateczną decyzję. Teraz wszyscy składają oświadczenia, ale w naszym przypadku to nie był dobry moment. Stało się, to była nowa, nagła sytuacja, więc uważam, że zachowaliśmy się rozsądnie.
Co myślałeś prywatnie? Rozważałeś rezygnację z meczu?
Nie. Rząd i FIBA powiedzieli nam, że jest bezpiecznie. Indywidualne decyzje trzeba było podjąć zanim przyjechaliśmy do Rosji, przemyśleć je wcześniej i tak zrobiłem. Po prostu zaufaliśmy ludziom, którzy są nad nami i podejmują takie decyzje. Przestrzegaliśmy zasad i staraliśmy się postępować według nadzwyczajnych reguł.
Oglądałeś rosyjskie media podczas pobytu w hotelu?
Nie, ponieważ wróciliśmy po treningu i mieliśmy tylko trzy godziny do meczu. To naprawdę niewiele czasu na zrobienie pewnych rzeczy dla siebie i przygotowanie się. Musiałem bardzo szybko przestawić się na grę i nieszczególnie skupiałem się na całej sytuacji.
Głównym tematem dyskusji jest obecnie wojna. Rozmawiałeś o niej z kolegami z zespołu?
Tak, oczywiście rozmawialiśmy przez cały czas. Niektórzy chcą grać, inni nie, jeszcze inni wydają oświadczenia. Po powrocie spotkała nas duża fala krytyki z powodu tego, że zdecydowaliśmy się zagrać. Łatwo powiedzieć, kiedy siedzisz w domu, na kanapie, przed telewizorem. My tam byliśmy i nie wiedzieliśmy, co się stanie. Musieliśmy być pewni, że wszystko pójdzie dobrze, że wrócimy cali i zdrowi. Rozmawialiśmy o tym, ale podjęliśmy decyzję. Niektórzy są szczęśliwi z jej powodu, inni nie, ale to była zespołowa decyzja.
A jakie uczucie towarzyszyło Ci na boisku? Grać przeciwko Rosjanom i patrzeć im prosto w oczy… To był inny mecz niż wszystkie?
Nie, dlaczego miałby być? To jest koszykówka. Kiedy piłka jest w górze, grasz mecz, nic innego się nie liczy, przynajmniej dla mnie. Wiem, że zawodnicy przeciwnej drużyny są Rosjanami. Niektórzy się z tym godzą, inni nie, ale nie mnie to oceniać. Mecz musiał być rozegrany i tyle.
Co sądzisz o tym wszystkim z perspektywy czasu? Zmieniłbyś pewne decyzje?
Tak, oczywiście nie jechać! Jednak wojna zaczęła się, jak już tam byliśmy. Dopiero po wszystkim poznaliśmy wszystkie okoliczności. Na tamten moment nie było dobrej decyzji. Niczego bym nie zmienił.
Podczas lotu odczuwałeś strach?
Tak, myślałem, co może się stać. Miałem w głowie to co wydarzyło się kilka lat temu w Ukrainie z MIG 70. Co mogę powiedzieć? Na szczęście wylądowaliśmy bezpiecznie, wróciliśmy do domu i wszystko poszło sprawnie.
Wylądowaliście w Holandii i co się działo?
Kiedy byliśmy na lotnisku, nasz menedżer wyszedł przed nami, by porozmawiać z mediami. Było kilka redakcji z kamerami, ponieważ byliśmy pierwszymi, którzy wrócili z Rosji. Menedżer zrobił naprawdę świetną robotę. Powiedział, że jesteśmy osobami publicznymi i najlepiej będzie, jeśli to on odpowie na wszystkie pytania zamiast nas, bo nieroztropne odpowiedzi mogłyby mieć przełożenie na nasze sportowe kariery. To był bardzo miły gest z jego strony i dobry plan działania. Poszedł pierwszy, a dwie minuty później podążyliśmy za nim. Mieliśmy spotkanie i rozmowę z przedstawicielami holenderskiej federacji. Mówili nam, że żałują decyzji, przebiegu całej sytuacji i tego, co się stało. Byli naprawdę szczęśliwi, że wróciliśmy bezpiecznie. Nie kwestionowali decyzji, jaką podjęliśmy jako drużyna, ponieważ to my musieliśmy zmierzyć się z trudną sytuacją. Decyzja spadła na nas. Naprawdę respektowali to, jak poradziliśmy sobie z presją, która na nas ciążyła.
Rozważaliście mecz rewanżowy w Holandii? Trzy dni później, w niedzielę, mieliście zagrać z Rosjanami u siebie…
Myśleliśmy o tym, żeby dotrzeć bezpiecznie do domu. Jak już wróciliśmy, poszliśmy na spotkanie w hotelu, żeby podjąć kolejną decyzję. Wiedzieliśmy, że wobec tego, co działo się podczas podróży i oczywiście z powodu inwazji gra przeciw Rosji nie jest dobrym pomysłem. Wszyscy przyszliśmy i jednogłośnie zadecydowaliśmy, że rozegranie tego meczu nie jest ani mądre, ani bezpieczne. Odwołaliśmy spotkanie. Większość ludzi się z tego cieszyła, ale uważam, że to była oczywista decyzja.
W swojej prywatnej opinii co sądzisz o wykluczaniu Rosjan i Białorusinów z zawodów sportowych?
Myślę, że to bardzo trudne. Zasadniczo, tak jak powiedziałem wcześniej, ludzie mogą się z tym zgadzać albo nie. Myślę, że wiele osób w Rosji naprawdę jest postawionych w sytuacji, w której nie powinni się znaleźć. Dlatego myślę, że to trudne. Oczywiście nie można akceptować tego, co dzieje się na świecie, ale Rosjanie prawdopodobnie też się z tym nie zgadzają. Jestem skonsternowany, ale rozumiem to, że federacje odwołują wszystkie mecze i wykluczają Rosjan. Z drugiej strony wszyscy są ukarani, a nie wszyscy na to zasługą, nie dostali szansy. To kwestia, o której nie chcę się wypowiadać, nie chcę stawać po żadnej stronie. Stoję pośrodku, tak, jak zawsze robią Holendrzy, którzy pozostają neutralni.
Wielu sportowców, koszykarzy rezygnuje z rosyjskich lig. Myślisz, że dobrze robią?
Co o tym sądzę? Rozumiem ich. Decydują się na to prawdopodobnie przez standardy moralne. Na przykład Tornike Shengelia z CSKA Moskow powiedział, że rezygnuje ze względu na moralne aspekty, nie może dłużej grać dla takiego zespołu, kiedy coś takiego dzieje się wokół. Rozumiem to. Niektórzy rezygnują również dlatego, że nie czują się bezpiecznie w Moskwie, boją się, że coś może im się stać. Mogę to zrozumieć, rodzina i jej bezpieczeństwo na pierwszym miejscu. Robią to dla wyższych wartości, nie chcą brać w tym żadnego udziału. Rozumiem, co robią. Nie chcą mieć nic wspólnego z wojną.
Dziękuję za rozmowę.
Karolina Sołtaniuk/MarWer