Dwie ukraińskie koszykarki Aliona i Wera, po wybuchu wojny, przez Warszawę i Gniezno przyjechały do Gdyni. Zarząd gdyńskiego klubu zapewnił nie tylko mieszkanie, ale rozwój koszykarski. Zawodniczki obecnie uczestniczą w treningach pierwszoligowej drużyny GTK Gdynia pod skrzydłami Karoliny Wieczorek. Ukraińskie koszykarki sportowych perspektyw nie widzą w Ukrainie, są zdecydowane, żeby pozostać w Polsce.
Skąd przyjechałyście?
Jesteśmy z miasta niedaleko Charkowa i od 5 lat gramy w Kijowie w koszykówkę.
Jaki ostatni obrazek zapamiętałyście z Ukrainy?
Aliona: W dniu wybuchu wojny, 24 lutego byłam w Odessie, akurat miałam mecz. Przyjechaliśmy późno wieczorem, a rano obudził mnie telefon od mamy, „Zaczęło się, jesteśmy bombardowani” – powiedziała.
Wera: W dniu wybuchu wojny byłam w Kijowie. O 5 rano obudził mnie telefon od mamy z pytaniem co robię i gdzie jestem, bo właśnie w Ukrainie wybuchła wojny. Mama powiedziała, żebym się pakowała. W tym momencie usłyszeliśmy wybuch także w Kijowie. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak poważna jest sytuacja. Wieczorem pojechałam do Myrhorodu, tam mieszkają moi rodzice i tam zaczęła się moja ucieczka przed wojną.
Co się działo potem?
Wera: Drugiego dnia nie zdążyłam wyjechać. Razem z bratem próbowaliśmy dostać się na granicę, ale ze względu na korki nie udało się. Dopiero pociągiem dotarliśmy do celu.
Aliona: O 6 nad ranem, gdy dowiedziałam się o rozpoczęciu wojny, razem z innymi dziewczynami pobiegłyśmy do sklepu, by kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Próbowałyśmy z koleżanką wyjechać z miasta samochodem, ale ze względu na duże korki nie dałyśmy rady. Udało mi się kupić bilet na wieczorny pociąg i dojechałam do granicy. Wyjechałam pierwszego dnia wojny.
W Ukrainie wciąż przebywają Wasi najbliżsi?
Wera: Moja rodzina wciąż jest w Kijowie, ale zdecydowali, że też ruszają do Polski.
Aliona: Moi rodzice razem z siostrą wciąż są w domu rodzinnym, niedaleko Charkowa. Tam sytuacja jest dość nerwowa. Na razie nie planują wyjazdu, ale obserwują sytuację i czekają co się wydarzy. Jeżeli niebezpieczeństwo będzie rosło a Rosjanie będą się przemieszczać w ich kierunku, są gotowi, żeby uciekać. W naszym mieście codziennie słychać syreny a wróg nie oszczędza cywilów.
Jak wyglądało Wasze sportowe życie przed wybuchem wojny?
Życie toczyło się wokół sportu, trenowałyśmy, grałyśmy w ekstraklasie i w rozgrywkach 1 ligi. Studiowałyśmy też w Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Ukrainie na specjalizacji trenerskiej o profilu koszykarskim.
Marzenia runęły z wybuchem pierwszej bomby?
Aliona: Koszykówka jest bardzo ważna w moim życiu, nie wyobrażam sobie nie grać. Na tą chwilę w Ukrainie nie ma sportu i nie będzie w najbliższym czasie. Cieszę się, że jestem w Polsce i że są tutaj możliwości do dalszego rozwoju sportowego.
Jakie widzicie dla siebie perspektywy w Polsce?
Wera: Na razie nie wyobrażam sobie powrotu do Ukrainy, ale bardzo bym chciała zostać tutaj i kontynuować moją grę w Polsce.
Jak do tego doszło, że znalazłyście się w Gdyni?
Nasza trenerka z Kijowa skontaktowała się z trenerami w Polsce. Gdyńska trenerka Karolina Szlachta, dostała sygnał, że jesteśmy ekstraklasowymi koszykarkami z Kijowa i właśnie przekroczyłyśmy granicę. Z Warszawy przejechałyśmy do Gniezna, z którego odebrali nas trenerzy z GTK. Jesteśmy tutaj ponad 10 dni. W trakcie podróży pomogło nam wiele osób, którym jesteśmy bardzo wdzięczne.
Jak przyjęły Was zawodniczki i klub GTK Gdynia?
Jesteśmy bardzo zadowolone, dwie trenerki, trener od przygotowania motorycznego. Wszyscy nam pomagają i od razu złapałyśmy kontakt z zawodniczkami z zespołu 1-ligowego. Uczymy się polskiego.
Jak spędzacie czas poza treningami?
Wera: Mieszkamy razem w Sopocie, Jest ze mną 11-letnia siostra Mia. Codziennie trenujemy, chodzimy nad morze, spacerujemy, gotujemy.
Weroniko, masz pięcioro rodzeństwa. Jakie są ich związki ze sportem. Czy planują także przyjazd do Gdyni?
Tylko Mia gra w koszykówkę i mam nadzieję, że w najbliższym czasie dołączy do drużyny młodzieżowej właśnie tutaj w GTK Gdynia.
Karolina Sołtaniuk