W światowym handlu morskim widać pierwsze skutki wojny i sankcji nałożonych na Rosję. Na ten temat Iwona Wysocka rozmawiała z Piotrem Frankowskim, redaktorem naczelnym dwutygodnika „Namiary na Morze i Handel” oraz Przemysławem Myszką, dziennikarzem „Baltic Transport Journal”.
– Wszyscy chcielibyśmy, by efekt sankcji był natychmiastowy i tak porażający, że Rosja natychmiast wstrzymała agresję na Ukrainę. Niestety, to tak nie działa. Sankcje nie objęły najbardziej wartościowych z punktu widzenia Rosji elementów, czyli surowców. Mimo to niektóre kraje samoistnie ograniczają import tego typu produktów, między innymi węgla. Zamówienia rosyjskie w marcu, porównując je miesiąc do miesiąca, spadły niemal o połowę. Firmy kontenerowe wdrożyły całkowitą likwidację połączeń i serwisów do portów rosyjskich, ale nie działa to tak, że są tam nieobecni. Realizują wcześniej zawarte kontrakty. W połowie marca obroty w rosyjskich portach rok do roku spadły o 40 procent. To spory spadek zawinięć statków, aczkolwiek są to efekty działań poszczególnych firm, armatorów i krajów – mówił Piotr Frankowski.
– Proszę wyobrazić sobie, że kończy się państwu papier do drukarki. Wybieramy się do sklepu, a tam tylko jedna ryza na głowę, w cenie 300 złotych. Szampon zachodniej marki to koszt 60 złotych, cena oleju do samochodu rośnie z 200 rubli do tysiąca. Fabryka czołgów staje z powodu braku części. Zakład naprawy czołgów staje z powodu braku części. Rosyjskie Ministerstwo Zdrowia donosi, że zapasy medyczne są na 3 do 12 miesięcy. Rozglądamy się za zamiennikami, ale to będzie droższe. Sankcje nałożyły się na system gospodarczy Rosji. Trzeba pamiętać, że to system kleptokratyczny, oparty o mafijną kadrę służb bezpieczeństwa. Tam nie ma ludzi, którzy byliby w stanie sobie poradzić z tym, jak Zachód zareagował na rosyjską agresję na Ukrainę. Już są dane o spadku rosyjskiego eksportu ropy o 1/3. To, w skali Bałtyku, 70 milionów ton. Jest to potęgowane przez sytuację w Chinach, które nadal zmagają się z pandemią – komentował Przemysław Myszka.
ua