Główny Urząd Statystyczny podał nowe dane. Bezrobocie w naszym kraju na koniec lutego wyniosło 5,5 proc., czyli tyle samo, ile w styczniu. Wzrosły też wynagrodzenia, głównie w branży hotelarskiej, restauracyjnej i cateringowej. Wzrost odnotowano także w zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw. Co dane te mówią o naszej gospodarce? Na ten temat Iwona Wysocka rozmawiała z Przemysławem Kitowskim, szefem rozwoju w firmie Mudita oraz Markiem Lewandowskim, rzecznikiem „Solidarności”.
– Na szczęście wzrost wynagrodzeń nadąża za inflacją, co jest wręcz kluczowe. Boimy się stagflacji, czyli sytuacji, gdy przy wysokiej inflacji zamiera konsumpcja, zaczynamy oszczędzać i zaczyna chłodzić się rynek. To niezwykle groźne zjawisko. Jeśli wskazujemy na wzrost w branżach takich jak hotelarska czy gastronomiczna, procenty nie zawsze mówią o realnych wartościach. Wydobywamy się z zapaści po lockdownach. Tarcze antykryzysowe nie były w stanie pokryć tych strat. Paradoksalnie napływ uchodźców może bardzo pomóc branży turystycznej. To było widoczne jeszcze przed wojną: wiele osób z Ukrainy się rekrutowało. Sytuacja nie jest najgorsza i wojna tego nie zmieni. Myślę, że dane za marzec też będą dobre – przewidywał Marek Lewandowski.
– Gdybyśmy mówili o tym miesiąc temu, powiedziałbym, że dane są obiecujące. Niestety nie jestem aż takim optymistą. Parząc na to, co się dzieje, na napływ ludzi, którzy uciekają przed wojną, myślę, że zadziała prawo popytu i podaży. Ponieważ będzie więcej dostępnych osób o odpowiednich kwalifikacjach, nie będzie trzeba aż tak szukać. Krzywa wynagrodzeń, która teraz wzrastała, osiągnie poziom stagnacji, a być może w niektórych sektorach będzie opadać. Wcześniejsze dane pokazywały, że rozwija się to dosyć fajnie, ale oczywiście nie we wszystkich sektorach – komentował Przemysław Kitowski.
ua