W środę Rada Polityki Pieniężnej podwyższyła stopy procentowe aż o jeden punkt procentowy. Jakie będą skutki tej decyzji? Na ten temat Iwona Wysocka rozmawiała z Mateuszem Marmołowskim, prezesem CTA.ai i Piotrem Urbańczykiem, wiceprezesem Impel.
– Nie jestem zaskoczony. Narodowy Bank Polski czasami bywa nieprzewidywalny. Kilka miesięcy temu na antenie Radia Gdańsk wspominałem o tym, że rozpoczęcie podwyżek stóp w październiku jest mocno spóźnione. W związku z tym musimy teraz nadganiać stracony czas. Owszem, wszyscy spodziewali się, że będzie więcej mniejszych podwyżek. NBP postanowił iść większymi krokami i to nie jest koniec tego marszu. Parametrem, który może sugerować, co się wydarzy w przyszłości, jest różnica między inflacją a oficjalnymi stopami. Jest ona nadal największa w Polsce na tle Słowacji, Czech i Węgier. W związku z tym, niestety, należy spodziewać się kolejnych podwyżek. Jestem zaskoczony ich skalą, ale nie tempem – mówił Piotr Urbańczyk.
– Podchodzę do tego tematu bardzo analitycznie. Te zmiany odbywają się zdecydowanie zbyt późno. Gdy prześledzimy historyczny wykres stóp procentowych, powinny one dusić inflację. W tej chwili my ją gonimy i jesteśmy daleko od niej. W tej chwili stopy są na poziomie 4,5 procent, a inflację mamy na poziomie 11 procent. Nie ma innej drogi, jak po prostu gonić. Obyśmy nie przegonili tej inflacji, bo teoretycznie, zgodnie z teorią, tak powinno być. Kluczowy jest czas przyszły. Wojna jeszcze nie zdążyła wpłynąć na inflację, to dopiero przed nami. W tej chwili mierzymy się z efektem dodruku pieniądza. Niestety, nie wygląda to dobrze i wojna dopiero przełoży się na wzrost cen żywności i wszystkich produktów. Idziemy w niebezpiecznym kierunku – komentował Mateusz Marmołowski.
ua