To nie był świetny mecz Arki. Biorąc pod uwagę klasę rywala, nie był nawet dobry. Walczący o awans gdynianie mieli duże problemy z ostatnim w tabeli GKS-em Jastrzębie, popełniali mnóstwo błędów w obronie, ale mieli też po swojej stronie indywidualności i dużo większą jakość. Arka pokonała outsidera 3:2 i kontynuuje serię meczów bez porażki.
Arka od początku meczu wyglądała wyraźnie lepiej niż GKS Jastrzębie. Lepiej operowała piłką, sprawniej budowała akcje, sporą przewagę miała na bokach. Problem tylko w tym, że gdynianie popełniali głupie indywidualne błędy i już w 3. minucie taką pomyłkę Gordana Bunozy wykorzystał Władysław Ochronczuk. Przejął piłkę na skraju pola karnego, ruszył i z ostrego kąta pokonał bezradnego Kacpra Krzepisza. Zawinił Bunoza, który powinien wcześniej wybić piłkę i wyjaśnić sytuację.
ZNAKOMITA REAKCJA
Reakcja gdynian była świetna. Szalał na lewym wahadle Olaf Kobacki, który trzykrotnie próbował pokonać Bartosza Neugebauera, ale trzykrotnie bramkarz był lepszy. W końcu Kobacki zamiast strzelać podawał, a dzieło zwieńczył Christian Aleman, podkreślając swoją znakomitą formę z ostatnich tygodni. Kiedy w drugiej połowie opuszczał boisko, pożegnała go burza braw.
Po wyrównaniu Arka szukała kolejnych szans, dwa razy głową uderzał Karol Czubak, ale niecelnie. Brakowało Huberta Adamczyka, który został poturbowany, wyraźnie coś dolegało mu przez większość pierwszej połowy i na drugą już nie wyszedł.
Zastąpił go Mateusz Żebrowski i błyskawicznie zaliczył asystę. Zaszachował obrońców w polu karnym, oddał krótko piłkę do Michała Bednarskiego, a ten mierzonym uderzeniem dał Arce prowadzenie. Problem w tym, że znów żółto-niebiescy stracili głowę w defensywie, a tym razem konkretnie Mateusz Stępień. To generalnie nie był jego dobry mecz w obronie, ale tracąc piłkę pod własnym polem karnym i faulując tuż przed „szesnastką” doprowadził Ryszarda Tarasiewicza do wściekłości. Chwilę później Stępień zszedł z boiska, ale wcześniej – w 55. minucie – sprokurowany przez niego rzut wolny pięknym strzałem na bramkę zamienił Marek Fabry.
MARCJANIK ZROBIŁ RÓŻNICĘ
Arka znów miała problem, znów musiała szukać sposobów na sforsowanie obrony rywala. Wahadła nie dawały już tyle jakości w ataku, co przed przerwą. Żebrowski grał chaotycznie, a przesunięty na prawą stronę Kobacki nie mógł się odnaleźć. Różnicę zrobił kapitan. Michał Marcjanik wprowadził piłkę na połowę rywala, ruszył odważnie pod „szesnastkę” i zgrał do Mateusza Kuzimskiego. Ten skupił na sobie uwagę obrońców i bardzo mądrze oddał do zupełnie niekrytego Czubaka. Najlepszy napastnik Arki nie zawiódł, spokojnie prawą nogą pokonał bramkarza i na kwadrans przed końcem było 3:2.
Wystarczyłoby gdyby gdynianie spokojnie kontrolowali przebieg meczu. Rywal nie miał takiej jakości, by gospodarzom poważnie zagrozić, na przestrzeni meczu korzystał tylko z błędów żółto-niebieskich. Ale te błędy Arkowcy popełniali jeszcze nawet w samej końcówce i było goręcej pod bramką Krzepisza. Rywale próbowali nawet w ostatnich sekundach. Trzeci raz Krzepisz jednak nie dał się pokonać. Arka wygrała 3:2 i kontynuuje znakomitą passę, ostatni ligowy mecz przegrała 27 listopada.
Tymoteusz Kobiela