Poniedziałkowa porażka koszykarzy Grupy Sierleccy Czarnych Słupsk z Kingiem Szczecin 78:83, przedłuża rywalizację tych zespołów w ćwierćfinale play off Energa Basket Ligi. W środę Czarni i King zmierzą się w Szczecinie w meczu nr cztery. Wygrana Słupszczan daje im awans. W razie porażki, o wszystkim zdecyduje piąty mecz, który odbędzie się w Słupsku.
To nie był dobry mecz słupszczan, choć zwycięstwo wcale nie było poza ich zasięgiem. Na 50 sekund przed końcem, kolejny raz w tym meczu słupszczanie odrobili sporą już stratę i przegrywali tylko czterema punktami (82:78). Wydawało się, że czasu jest jeszcze na tyle dużo, że można rozgrywać akcje dwupunktowe. Jednak dość szybko Marek Klassen zdecydował się oddać trudny rzut z bardzo daleka. Bez powodzenia. Trudno mieć jednak do Klassena pretensje, bo kapitan Czarnych gra w tej serii po prostu świetnie. Znów popisywał się skutecznością w rzutach trzypunktowych, ale też kreował grę (5 asyst). W drugiej połowie może nieco odpadł z sił, ale wydawało się, że trener Mantas Cesnauskis chciał zakończyć serię grając maksymalnie długo podstawowymi graczami zespołu. To się jednak nie udało.
KING RYZYKUJE, KING WYGRYWA
Bardziej zaryzykował za to trener Arkadiusz Miłoszewski, dając niespodziewanie ważną rolę i dużo minut gry głębokiemu rezerwowemu Michałowi Kroczakowi. Ten odpłacił się ośmioma punktami i zaangażowaniem w obronie. Przede wszystkim jednak trenerowi Miłoszewskiemu udało się włączyć w grę prawie cały zespół. W czwartej kwarcie mógł liczyć na Jakuba Schenka z jego najlepszego okresu gry w tym sezonie. Schenk grał w końcówce odważnie, trafiał trudne i ważne rzuty, czym znacząco przyczynił się do sukcesu Kinga. Szczecinianie trafili w tym meczu tylko sześć trójek, a mimo to wygrali, wykazują sporo determinacji, wiarę w sukces i wykorzystując błędy Czarnych.
Te zaś objawiały się głównie w katastrofalnych stratach. Strata to normalny element gry w koszykówkę. Gorzej jeśli większość tych strat nie jet wymuszona przez rywala, ale są banalnymi błędami kroków, niecelnymi podaniami lub „wkozłowaniem” piłki w nogi. Taka była większość słupskich strat, które nie tyle wykorzystywał rywal, co zaburzało rytm i płynność gry Czarnych w ataku. Co z tego, że słupszczanom udawało się wybronić trzy – cztery akcje, kiedy za chwilę seryjnie tracili piłkę.
Takim brakiem skupienia Kalif Young popsuł sobie troszeczkę swój najlepszy występ w play off. Zdobył 14 punktów, trafiając 8 z 10 rzutów wolnych! A mówimy o graczu, który na przestrzeni sezonu nie osiąga nawet 50 proc. skuteczności w tym elemencie gry. Young świetnie czaił się też na dobitki po niecelnych rzutach kolegów oraz zaliczył siedem zbiórek. A wszystko to w zaledwie 20 minut. Gdyby nie nerwowe faule i wylatujące z rąk piłki w ważnych momentach, wynikające chyba ze zbytniej nonszalancji, byłby to występ świetny. Ale taki jest jest Kalif Young – czasami nieobliczalny.
Na swoim dobrym poziomie, jako strzelec i rozgrywający, zagrał Billy Garrett. Od takiego poziomu odstał za to Beau Beech, który popełnił pięć fauli i zabrakło go w końcówce, ale przede wszystkim nie trafił ani razu za trzy punkty, co zdarzyło mu się dopiero po raz drugi w tym sezonie. Wspomniane wyżej zawężenie rotacji znacznie ograniczyło (łącznie do tylko 12 minut) obecność na boisku Dawida Słupińskiego i Bartosza Jankowskiego. Tymczasem ich większy wkład w grę, przy dobrej dyspozycji, zwykle przekłada się również na lepsze wyniki zespołu.
POPRAWKI I KOREKTY NADZIEJĄ NA SUKCES
Wciąż w play off przeciętnie gra Marcus Lewis. Pożyteczny w defensywie, „kuleje” w ataku. Forsuje dalekie rzuty dystansowe, które równie dalekie są od udanych. W poniedziałek oddał tych rzutów aż sześć, nie trafiając ani razu. W całej serii ma zresztą fatalną skuteczność w rzutach trzypunktowych – 1/13. W innych akcjach rzutowych Lewis również wybiera pozycje trudne lub ryzykowne. Umie trafić takie rzuty, jednak tej serii nie wychodzi mu to. W czwartej kwarcie zagrał przez chwilę kilka razy w swoim stylu, agresywnie atakując kosz i omal nie przeniosło to końcowego sukcesu. Mimo to lepsze wykorzystanie Lewisa i poprawa jego gry, jest bardzo drużynie potrzebna.
Cały zespół Czarnych ma zresztą co poprawiać przed środowym meczem. Wydaje się, że najbardziej potrzebują koncentracji, a wciąż pozostaną faworytem tej serii. Mimo że King to ciągle trudny rywal o sporym potencjale indywidualnym, to zespołowość Czarnych jest kluczem do wygrania tej serii. No i wyeliminowanie najprostszych błędów już powinno przynieść znaczącą poprawę. O takiej poprawie mówił po mecz nr trzy także trener Cesnauskis, zapewniając, że w środę Czarni są w stanie zagrać dużo lepiej.
King chyba skuteczniej przystosował się też do gry w nietypowej, małej hali, w której z konieczności rozgrywane są szczecińskie mecze play off. Wg oficjalnych informacji, na skromnych trybunach sali przy ul. Twardowskiego zasiadło niespełna 760 widzów. Ale ci nieliczni, wypełniając mały obiekt, stworzyli gorącą atmosferę, która pomogła gospodarzom, co przyznali po meczu obaj trenerzy.
King Wilki Morskie Szczecin – Grupa Sierleccy Czarni Słupsk 83:78 kwarty: 22:21, 20:22, 25:18, 16:17
Czarni: Lewis 9, Beech 6, Klassen 19(5×3), Witliński 8, Garrett 17(2), oraz Musiał 5(1), Young 14, Słupiński 0, Jankowski 0
King: Schenk 18(2), Richardson 14 (1), Dorsey-Walker 12, T. Davis 10 (2), Langevine 10 – Matczak 9, Kroczak 8 (1), Borowski 2, Kikowski 0
Krzysztof Nałęcz