W ubiegłym roku Polacy chorowali znacznie rzadziej w porównaniu z dwoma wcześniejszymi latami. Co się zmieniło w postawie pracowników? O tym Iwona Wysocka rozmawiała z Arturem Kiełbasińskim, redaktorem naczelnym „Dziennika Bałtyckiego”, i Tomaszem Limonem, prezesem Pracodawców Pomorza.
– Jeśli pracowaliśmy zdalnie, nie szliśmy na zwolnienie, bo i tak wykonywaliśmy pracę z domu i nie byliśmy niebezpieczni dla swojego otoczenia. Praca zdalna już się przyjęła i była coraz lepiej zorganizowana. Trudno o długofalowe wnioski, ale z danych wynika, że co dziesiąte zwolnienie wynikało z powodów psychiatrycznych. To poważny problem. Biorąc pod uwagę to, co widzimy wśród najmłodszych, trend może się pogłębiać. Boję się, by choroby te nie uderzały mocniej w społeczeństwo. Tego typu choroby wyłączają ludzi z aktywności zawodowej na długi okres. Trzeba bardzo wspomagać pracowników. Rząd przyjął regulacje związane z pracą zdalną w normalnych warunkach. Te przepisy są ciekawe i dobrze skonstruowane. Z jednej strony uregulowano kwestię kontroli pracowników, z drugiej kwestię zwrotu kosztów pracownikom – mówił Artur Kiełbasiński.
– To czyste statystyki. Trudno powiedzieć, czy taka jest rzeczywistość. Być może pod uwagę trzeba wziąć to, że w tym okresie wiele osób pracowało w domu. Można wnioskować, że ludzie nie brali wtedy L4. Geneza tego może być wielowątkowa. Nie chce mi się wierzyć, by Polacy w tym okresie chorowali mniej. Wręcz przeciwnie, dane związane z COVID-19 pokazywały, że zachorowalność była dużo większa – komentował Tomasz Limon. – Mieliśmy pandemię, mamy wojnę. Wszystkie te czynniki mają znaczący wpływ na nasze samopoczucie. Doszły też inne czynniki, związane z naszą psychiką. Oprócz wojny i pandemii to szalejąca inflacja i presja płacowa. To wszystko powoduje niepokój i wpływa zarówno na pracowników, jak i pracodawców, którzy tez nie są w komfortowej sytuacji – podkreślał.
ua