Jeśli Polacy powierzą nam stery rządów w przyszłym roku, to w pierwszej piątce moich priorytetów będzie pełna odbudowa przemysłu stoczniowego – zapowiedział niedawno podczas spotkania z mieszkańcami w Wejherowie premier Mateusz Morawiecki. Czy to jest możliwe do zrealizowania? Odpowiedzi Olga Zielińska szukała w programie „Ludzie i Pieniądze”. Te kwestie poruszyła w rozmowie z Arturem Kiełbasińskim, redaktorem naczelnym „Dziennika Bałtyckiego” oraz Jerzym Czuczmanem, prezesem Polskiego Forum Technologii Morskich.
– Obawiam się, że wiedza odnośnie do sektora stoczniowego i technologii morskich, która dociera do premiera Morawieckiego, jest niewystarczająca. Dlaczego tak uważam? Ponieważ ja byłbym daleki od stwierdzenia, że trzeba odbudowywać przemysł stoczniowy w Polsce. Jest on bowiem bardzo silny. W kwietniu tego roku zaprezentowałem raport, w którym znajduje się porównanie, jak wygląda przemysł stoczniowy przed i po kowidzie, przygotowany na podstawie ogólnodostępnych danych oraz moich własnych materiałów. Patrząc na to opracowanie i na te dane widać, że informacje o przemyśle stoczniowym są opisywane w tradycyjny sposób, jaki Anglicy wymyślili w XIX wieku. Chodzi o porównywanie liczby jednostek w stosunku do przewozu. W tym obszarze faktycznie nie możemy się za bardzo pochwalić, sytuacja wygląda zupełnie inaczej niż 25 lat temu. Ale moje pytanie jest takie: czy sektor stoczniowy jest czymś wyjątkowym, że ma być inaczej obserwowany niż każdy inny sektor przemysłowy, w którym oceniamy takie wskaźniki, jak tendencje w zatrudnieniu, zainteresowanie inwestorów czy przychody? Jeśli spojrzymy na to w ten uniwersalny sposób, to wskaźniki pokazują zupełnie inny obraz niż to, co się próbuje mówić w podejściu tradycyjnym, które Anglicy wymyślili dwieście lat temu – argumentował Jerzy Czuczman.
– Bardzo mnie cieszy ta zapowiedź premiera. Jeszcze kilkanaście lat temu mówiono, że tak naprawdę przemysł jest nieistotny, że wszystko zastąpią usługi. Tymczasem w pewnym momencie, i było to rzeczywiście nagłe odkrycie w Europie, okazało się, że warto mieć własną produkcję i własny przemysł. Że dobrze, że zakłady produkcyjne są u nas i działają, ponieważ dzięki temu nasza gospodarka w wielu momentach była bardziej odporna na kryzys. Łatwiej bowiem zrezygnować z usług niż z niektórych produktów. I to było bardzo ważne. Nie traktuję tej zapowiedzi premiera jako jakiegoś wyrwanego elementu, lecz jako zapowiedź rozwoju i prowadzenia świadomej polityki przemysłowej. Wrócę jeszcze do tego starego, angielskiego sposobu liczenia, aby pokazać, jaki mamy problem z przemysłem okrętowym. Ale my jako Europa, a nie jako Polska. Jeśli spojrzymy na udział europejskich stoczni, całego europejskiego sektora okrętowego, to pod względem twardych danych jego udział przez 40 lat spadł ośmiokrotnie w produkcji światowej. Oczywiście my mamy swoje specjalizacje. To są wysokospecjalistyczne i bardzo nowoczesne rzeczy. W stoczniach europejskich powstają rzeczy znacznie bardziej zaawansowane technologicznie niż w stoczniach chińskich. Ale przypomnę, że rok temu pracodawcy i związkowcy z całej Europy wspólnie wystąpili do Komisji Europejskiej w sprawie polityki wobec sektora okrętowego w całej Europie, gdyż jest on wystawiony na bardzo nieuczciwą konkurencję między innymi ze strony azjatyckich podmiotów. Trzymam więc kciuki za to, żeby w okrętownictwie było jeszcze lepiej. Jednocześnie oczekiwałbym działań ze strony Komisji Europejskiej – mówił z kolei Artur Kiełbasiński.
raf