– Dziwi mnie takie zamieszanie wokół mojej instytucji. Dziwią mnie również wypowiedzi niektórych posłów. To przecież oni ustalają prawo, według którego my działamy – powiedziała szefowa pomorskiego NFZ Barbara Kawińska.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry. Jesteśmy przed NFZ, bo tu już za około godzinę będzie manifestacja związkowców i pracowników. Zarówno ze szpitala z Kościerzyny, jak i z Zaspy i Słupska. W proteście tego, że NFZ tak przeprowadził konkurs, że trzeba będzie zwolnić jakąś część pracowników i część pacjentów nie będzie miała dostępu do świadczeń specjalistów tam gdzie była. Panią jakoś przeraża tego typu manifestacja czy Pani generalnie nie bierze do głowy?
Barbara Kawińska: Przede wszystkim dzień dobry pani, dzień dobry Państwu. Trudno, żeby nie przerażała. Ja od pani dowiaduję się, że będzie szpital Zaspa czy inne szpitale. Jeszcze do przed chwilą sądziłam, że będzie to tylko szpital w Kościerzynie. Od związkowców szpitala Kościerzyny dostałam pytania, na które odpowiedziałam, powiadamiając pana marszałka i dyrektora Krzywosińskiego. Natomiast widzę, że zmienił się charakter manifestacji.
AM: Zobaczymy. Jak będzie, tego nie wiem. Wiem jakie są zapowiedzi.
BK: Ja tego nie słyszałam.
AM: Pani dyrektor, źle się Pani czuje z tym całym zamieszaniem, które NFZ zafundował pacjentom w związku z leczeniem specjalistów?
BK: Generalnie źle się czuję, jeżeli jest takie zamieszanie koło mojej instytucji. Nie powiem, że koło mojej osoby, bo człowiek albo jest na tym stanowisku albo go nie ma. Natomiast wypowiedzi posłów, które czytałam w jednej z gazet mocno mnie zdziwiły. Przecież panowie i panie posłowie ustalają prawo w tym kraju, ustalają ustawy. My na podstawie tych ustaw działamy. To z tych ustaw biorą się potem rozporządzenia ministra czy inne wytyczne. To nie tak, że dyrektor oddziału siedzi tutaj i miesza w tym tygielku. Jest zobowiązany przestrzegać przepisów.
AM: Mam wrażenie, że w tym momencie jesteśmy w takim miejscu, w którym tak naprawdę nie o przepisy chodzi. Ale wielu przedstawicieli, zarówno samorządu, jak i polityków, mówi, że z Panią nie ma dialogu, że Pani nie ma empatii wobec pacjentów, że Pani jest po prostu księgowym i sprawdza tylko tabelki.
BK: Po pierwsze, nie mam takiego zawodu, więc proszę nie nazywać mnie księgowym. Jestem przede wszystkim lekarzem i proszę o tym pamiętać. Po drugie, czy pani redaktor miała kiedykolwiek kłopot z rozmawianiem ze mną jeżeli pani chciała? Naprawdę nie ma kłopotu. Dzisiaj za parę minut przyjeżdża burmistrz Czerska. Mimo bardzo napiętego czasu, nie ma powodu, żeby mówić, że się ze mną nie można spotkać, rozmawiać. Jest inna sprawa i myślę, że trzeba to głośno powiedzieć. Te rozmowy, które by wskazywały, że np. taki czy inny szpital powinien dostać to czy tamto. Niestety u mnie tych rozmów być nie może, bo u mnie są przetargi o publiczne pieniądze. Nawet jeżeli my to widzimy. Trochę łatwiej jest w kontraktach szpitalnych, bo jeżeli powstaje nowy oddział szpitalny, władze nam to zgłaszają, jest zarejestrowany, ale zgłaszają nam to odpowiednio wcześnie, że możemy to ująć w planach na rok przyszły, to możemy zrobić konkurs na ten oddział. Natomiast jeżeli chodzi o przychodnie, poradnie, były złożone oferty na 375 nowych miejsc, nie świadczeniodawców. To starzy składali też, bo raptem nowych było 33. Tylko 103 weszło nowych. Wszystkie inne dostali starzy. Pieniądze są większe, kontrakty są większe i nie powinno być kłopotu z dostępem do lekarza.
AM: Ale sama Pani widzi, że jest. Zgłaszają się poszczególne samorządy. Skarszewy – nie ma kontraktu na specjalistów. Ostatnio w okolicach Wejherowa nie ma poradni ginekologicznej.
BK: Nie ma poradni ginekologicznej, bo żyjemy w XXI w. i trudno, żeby poradnia ginekologiczna w miejscowości Choczewo, już powiem to głośno, miała lekarza z I stopniem specjalizacji, gdzie jest wymagany wyżej oceniany lekarz z II stopniem. I żeby nie miała chociażby aparatu KTG w poradni. Nie możemy liczyć na to, że jeśli jesteśmy na wsi, to mamy inne przepisy. Przepisy są takie same. Niemniej jednak, chciałam powiedzieć, że szczególnie przyglądam się poradniom ginekologicznym, bo uważam, że kobietom w ciąży trudno jest dojeżdżać 30 kilometrów do ginekologa. Sama chodziłam kiedyś w ciąży, więc wiem jaki to jest moment. Być może będziemy robić dodatkowe konkursy o obniżonym standardzie, ale to jest wstyd. Wszystkie samodzielne, publiczne, czyli wszystkie, które mają organy założycielskie gminne, starostowe, powiatowe itd. To one odpadły, nie niepubliczne, tylko właśnie te. Nie wiem na co liczono. Przepisy są jednakowe dla obu.
AM: Rozumiem, ale wiele samorządów mówi, że mimo wszystko inwestuje w służbę zdrowia. Te wspomniane przeze mnie Skarszewy. Widzimy przygotowane nowe gabinety, zainwestowane pieniądze unijne. Nawet tego potem prywatnie nie można wynająć.
BK: Jeżeli inwestujemy pieniądze unijne, tam jest takie pytanie czy przez 5 lat będzie finansowanie.
AM: To znaczy, że nie możemy nigdzie zainwestować, bo nikt nie ma gwarancji czy będą pieniądze.
BK: Oczywiście. Kto da pani gwarancję jeżeli są przetargi? Czy w tym kraju jest jakiś urząd, który da gwarancję, robiąc przetargi, że da te pieniądze? Według obecnego prawa jest to niemożliwe, że jakikolwiek urząd, obojętnie, niech to będzie nawet przetarg na budowlankę, powie: „Pan na pewno dostanie pieniądze przed przetargiem.”
AM: Jak Pani tak mówi, to wydaje się, że wszystko jest w porządku. Wróćmy do apelu Jolanty Szczypińskiej. Mówiła u nas w radiu, że rezygnuje z leczenia onkologicznego, bo nie ma hematologii w Słupsku. A Pani i rzecznik prasowy powtarzacie, że wszystko jest w porządku, pełen dostęp. Potem okazuje się, że jednak coś tam było nie tak, że nie było kontraktu.
BK: Tak, chciałam od razu sprostować. Radio Gdańsk podało złą informację, bo poradnia hematologii w Słupsku dalej nie będzie istniała, ponieważ nie ma takiej możliwości. W ocenie była na ostatnim miejscu.
AM: To znaczy, że gdzie będzie? Bo wcześniej Pani obiecała, że pieniądze na to będą.
BK: Może ja powiem, żebyście państwo podali prawidłową wiadomość. Procedury hematologiczne będą wykonywane w poradni onkologicznej, w której będą zatrudnieni lekarze hematolodzy ze szpitala, którzy te procedury prowadzili i którzy będą mogli je rozliczać. Bo jest taka możliwość.
AM: Ale w Słupsku, tak?
BK: Tak. I taką wiadomość podałam, po czym radio podało zupełnie inną.
AM: Może ja powiem tak jak ja to rozumiem. Pani dyrektor mówi, że nie na hematologię w Słupsku, tylko, że na onkologię, gdzie będą hematolodzy.
BK: To jest pewne zawirowanie, więc powiem krótko. Pacjenci hematologiczni, którzy byli leczeni w szpitalu wojewódzkim w Słupsku, dalej będą leczeni w tym szpitalu. A organizacyjnie czy to będzie gabinet 5 czy 6, to już zdecyduje dyrektor.
AM: Wydaje mi się, że to nie ma żadnego znaczenia. Ale wciąż taka jest Pani postawa, że teraz Pani atakuje dziennikarzy. Może to jest jakaś obrona?
BK: Nie, ja nie mogę nie zareagować na to, że moje wiadomości niestety nie zawsze są przekazywane tak jak je przekazujemy.
AM: Może Pani po prostu puszczają nerwy? To Pani stała się głównie obiektem różnych pretensji. Ja już te wszystkie opowieści o Pani znam. Mniej lub bardziej ważnych urzędników. Na tym chciałabym się skupić. Wojewoda mówi, że to co zrobił NFZ zagraża bezpieczeństwu pacjentów. To jest chyba clue.
BK: Myślę, że jednak nie zagraża. Poradnie mają dobre kontrakty, zakontraktowaliśmy o 3 miliony więcej pieniędzy. I gwarantuję Pani, że gdybym miała kolejne 20 milionów, chętnie bym zakontraktowała jeszcze więcej. Ponieważ uważam, że dobrze zakontraktowana specjalistyka, a jeszcze moim marzeniem jest lepiej pracujący POZ, to mniej pacjentów w szpitalach, gdzie leczenie jest najdroższe. Dlatego też nie uważam, żeby było zagrożenie życia. Natomiast według tych przepisów, które obowiązują na dzień dzisiejszy nie tylko NFZ, ale przede wszystkim podmioty medyczne to załączniki do ankiet konkursowych. Na dzień dzisiejszy jest taka siatka placówek, jaka jest.
AM: Ale chociażby to, że NFZ robi konkurs na ostatnią chwilę. Mamy dzisiaj 26 czerwca. Pani wciąż rozpatruje odwołania. Przecież i tak prawie żadne albo żadne odwołanie nie zostanie przyjęte. Nie można zrobić konkursu w czerwcu? Żeby nowe zasady zaczęły obowiązywać np. od stycznia. Mówię na przyszłość, bo co jakiś czas mamy powtórkę z tego samego.
BK: Czy ja mogę powiedzieć od kiedy my robimy konkurs? Konkurs został ogłoszony na koniec marca.
AM: Rozstrzygnięcie w połowie czerwca.
BK: 1500 ofert do przeglądnięcia.
AM: A dlaczego nie może zacząć obowiązywać od stycznia, żeby wszyscy się jakoś przyzwyczaili?
BK: Nie ma możliwości, bo umowy kończą się 30 czerwca.
AM: Pani dyrektor, ale czy potrafi się Pani wczuć w rolę pacjenta, który był zapisany do swojego specjalisty, czekał kilka miesięcy i teraz okazuje się, że ciach? Ta przychodnia nie ma umowy i on musi znowu czekać w kolejce.
BK: Wszystkie podmioty wiedziały, że będzie konkurs i że od 1 lipca będą obowiązywały nowe umowy. Dlatego ja, oczywiście, że się wczuwam w rolę pacjentów, ponieważ pewnie dużo poradni liczyło na to, że te kontrakty będą miały. Natomiast stało się jak się stało. Już wcześniej nie można było przeprowadzić konkursów. 22 lutego podmioty były powiadomione o konkursie. Powtarzam to po raz kolejny.
AM: Ma Pani takie poczucie, że zrobiła Pani albo NFZ taki trochę poligon doświadczalny akurat na Pomorzu? To jest celowe działanie?
BK: Żaden poligon doświadczalny. Po prostu nasze umowy, to jest zaszłość historyczna sprzed 3 lat, kończyły się w połowie roku. Ze względu na bardzo szczupłą ilość moich pracowników, żeby nie skomasować wszystkich konkursów na koniec roku, podzieliśmy konkursy w zakresach.
AM: Może na szczęście w jednym województwie, bo jak tutaj wyjdą różne błędy czy trudności…
BK: Jakby były błędy, to konkurs już byłby unieważniony.
AM: Można unieważnić konkurs? Bo pojawiają się takie apele.
BK: Nie, po ogłoszeniu wyników już nie. Chyba że wyjdą jakieś zasadnicze błędy. Myślę, że wtedy przede wszystkim będą inne decyzje. Natomiast jak na razie błędów nie ma. Chciałam powiedzieć, że 1 lipca wchodzi kontrola Ministerstwa Zdrowia jeżeli chodzi o tomokomputery i rezonanse. Myślę, że to będzie taki pierwszy sprawdzian, że konkursy zostały przeprowadzone tak jak powinny być.
AM: Wiele osób mówi, że Barbara Kawińska musi odejść. Pani rezygnacja ostudziłaby trochę emocje?
BK: Czy ja wiem? Być może. Ale dlaczego ja mam rezygnować, jeżeli ja nie popełniłam błędów?
AM: Bo prawdopodobnie, tak jak obserwuję naszą scenę polityczną, potrzebna będzie ofiara. Także politycznych decyzji.
BK: Ja myślę, że jeżeli taka ofiara będzie potrzebna, to mój szef będzie wiedział co zrobić. Ja nie muszę mu podpowiadać co trzeba zrobić. Natomiast jeszcze raz powiem, że uważam, że zostało zrobione wszystko zgodnie z planem. Wiem, że tego sformułowania bardzo nie lubicie, ale ja to muszę podkreślać. Moi ludzie pracowali na pełnych obrotach. Sobota i niedziela, od marca. I jeszcze pracują, bo piszemy odwołania. Wszyscy pracujemy do nocy i proszę mi wierzyć, że konkursy naprawdę były przepatrywane. Natomiast niestety rankingi się poukładały, jak się poukładały. Pytanie, czy nie można było lepiej przygotować ofert.
AM: Dziękuję bardzo za rozmowę.
BK: Dziękuję bardzo.