Sprawcy są brutalni, bezwzględni i bezlitośni. Ich ofiary, im ładniejsze i mniej dostępne, tym gorzej dla nich. Szczególnie drastycznymi przypadkami massmedia z lubością raczą odbiorców: Wrocław: zaatakowano Dworzec Główny! Szczecin: nowiutki punkt informacyjny policji na deptaku Bogusława. Tuż po uroczystym otwarciu! Drawsko Pomorskie: na poligon dojechał sprzęt wojskowy okryty hańbą. „Skala występku jest porażająca”. Akurat w tym przypadku informacja była primaaprilisowym żartem.
Sprawcy mają przeciwko sobie pospolite ruszenie obywateli wspieranych instytucjonalnie. W Poznaniu komendanta policji wydzielił 50 tys. zł na nagrody dla łowców grafficiarzy W Gdyni, zamiast przynęty finansowej wystawiono specjalną grupę funkcjonariuszy, która „rozpracowuje środowisko graficiarzy”. Czy inwigilują również spotkania z gwiazdami plastycznej pop kultury?!
Jeśli tak – społeczeństwo mamy odważne. Do sopockiej Zatoki Sztuki ściągnęły tłumy na spotkanie z LOONEYEM i jego twórczością. Wszelkie i ewentualne wątpliwości, co do kunsztu Marka Rybowskiego rozwiewały nie tylko osobisty udział i dobre słowo profesora Kiejstuta Bereźnickiego. Także zasobny portfel jednego z gości. Uznać to można za nową świecka tradycją, bo i po wernisażu na Nowym Świecie płacono nawet trzy tysiące za sztukę.
LOONEY nie pozwala zapominać o swych korzeniach i zabiera do towarzystwa mistrzów skrecza. Tym razem nie byle jakich: DJ CENTA i DJ ROSA. Oto dobry, przekonywujący i wychowawczy przykład dla młodszych kolegów po puszce ze sprayem, akrylu i flamastrze. A że performanców ci nigdy za wiele – w gdyńskim Muzeum Emigracji wymyślono, że zamiast chodzić po wystawie street artu przeniesionego na płótno, można od muralu do muralu i od prezentacji do ekspozycji wozić ludzi SKM.
Wystawę „Migracje/kreacje” stworzyło grono pierwszoligowych twórców. Zaś jej komisarz – Justyna Wincenty, jak rasowy zapiewajło stadionowy – dyrygowała grupą podróżników, której trzon tworzyli zwycięzcy facebookowego konkursu wiedzy amigrancko – artystycznej. Opłacało się.
Można było osobiście poznać rzeźbiarkę Julitę Wójcik – ongiś studentkę prof. Franciszka Duszeńko, a także – nie raz ganianego przez zielongórską policję – ZBIOKA, czyli Sławka Czajkowskiego. Skończył studia i dziś piszą o nim, że:„ulicznik stał się salonowcem, nie gubiąc siły swej sztuki, jej oryginalności, zaangażowania i idealizmu”. Była też Iwona Zając – absolwentka gdańskiej ASP, której nawet książę Karol się kłaniał.
(Dla ścisłości – w londyńskim przytułku dla bezdomnych) oraz Radosław RADEK Szlaga, który też z autopsji wie, co to GARY i AZBEST, więc jego bilboardy na pozostawiają wątpliwości, co artysta miał na myśli. Na odrębną refleksję zasłużyli członkowie Galerii RUSZ z hasłem w Gdańsku Stoczni: „Nic nie należy do nas. Tylko nasza wolność”.
I wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że przystanek dalej, ochroniarz z holu gdańskiego dworca, zabronił radiowej koleżance Marzenie Bakowskiej używania mikrofonu i nagrywania relacji z wernisażu, odbierając jej ewidentnie wolność wykonywania zawodu.
Kiedyś groziły surowe kary za fotografowanie obiektów kolejowych. Teraz sztuka przegoniła rzeczywistość.