– Moim zdaniem Jarosław Gowin popełnił błąd wychodząc z PO, nie zostałby wyrzucony z partii. Poparło go prawie 4 tysiące członków Platformy. To był wynik, który gwarantował mu bezpieczeństwo – powiedział w Radiu Gdańsk Jacek Bendykowski, radny Sejmiku Województwa Pomorskiego z PO.
Mariusz Nowaczyński: Dzień dobry.
Jacek Bendykowski: Dzień dobry Państwu.
MN: Panie przewodniczący, był Pan jednym z niewielu członków Platformy, którzy przyznali się, że głosowali w ostatnich wyborach na szefa partii na Jarosława Gowina. Większość bała się do tego przyznać. A Pan się nie boi teraz o los tych 20 procent, które poparły? Z grubsza, pewnie nie wiadomo, kto to był, bo wybory anonimowe, ale mniej więcej tych konserwatystów łatwo rozpoznać.
JB: Bać się nie boję. Myślę, że wiele tych osób czuje się nieco zawiedzionych tą decyzją Jarosława Gowina.
MN: O wyjściu, tak?
JB: O wyjściu, tak. Nie ukrywam, że te najnowsze informacje, które się pokazują, wskazują na to, że jak gdyby nie możemy wykluczyć, że Jarosław Gowin w istocie planował ten ruch od dłuższego czasu. I jeżeli tak było …
MN: To żałuje Pan, że poparł Gowina?
JB: Popełnił błąd decydując się na wyjście samodzielne z partii, ponieważ zbyt szybko, moim zdaniem, wyrzucony by nie został. Czyli ten wynik gwarantował mu dosyć mocną pozycję. Poparło go ponad 4 tysiące członków Platformy i to był z jednej strony wynik, który gwarantował mu bezpieczeństwo. Z drugiej strony wiem, że w kierownictwie politycznym Platformy było bardzo wiele osób, które były przeciwnikami usunięcia Gowina. Te osoby jakoś mniej trafiały do mediów, z rozmaitych powodów. Grzegorz Schetyna się chyba wyłącznie przebijał. Andrzej Halicki. Ale wiem, że takich osób w samym zarządzie krajowym Platformy było sporo. Stąd, ta decyzja byłaby na pewno odsuwana w dłuższym czasie.
MN: Możemy przeczytać, że tak doradził mu Przemysław Wipler i Paweł Kowal, z którymi Jarosław Gowin ma budować wspólną partię.
JB: I myślę, że doradzili mu bardziej we własnym interesie, aniżeli w interesie samego Jarka. Jeżeli planował, iż te 20 procent, czy pewna część tych osób za nim pójdzie, czy będzie jakąś bazę polityczną dla niego, to ta decyzja, w jakimś stopniu, te nadzieje przekreśla. Ponieważ, jest to mimo wszystko, w jakiejś formie zdrada kolegów z partii.
MN: Stwierdził, że dla niego ważniejsza jest lojalność wobec Polski i Polaków niż wobec Platformy.
JB: To jest bardzo piękne sformułowanie. I nie ukrywam, że jeżeli chodzi akurat o tych 3 polityków, i Przemek Wipler, i Jarek Gowin, i Paweł Kowal – ja znam wszystkich trzech. To są na pewno politycy, którzy cechują się i kręgosłupem politycznym, i bardzo dobrze rozumianymi zasadami tego, jak się powinno funkcjonować w polityce. Stąd też, nie mogę ukryć, że z tych projektów politycznych, które się pojawiały w ostatnim czasie, można powiedzieć pomiędzy PO, a PiS, z którym bym budził najwięcej sympatii.
MN: Bo to jest taki PO-PiS. Taki trochę powrót do POPiSu?
JB: Natomiast to, jakie są szanse powodzenia tego projektu, na to można spojrzeć z dwóch stron. Z jednej strony, mamy analizy społeczne prof. Czapińskiego, który mówi, że ten elektorat w Polsce, taki konserwatywno-liberalny, bardzo ściśle określony to jest ok. 10 procent. I to jest taki kawałek tortu politycznego, który oni mogą chcieć uszczknąć skutecznie. Ale z drugiej strony, budowanie nowego projektu politycznego, to jest kolosalny wysiłek organizacyjny.
MN: Ten elektorat się bardzo skurczył, bo tak na prawdę, na początku tej dekady, to i PiS, i PO to były partie konserwatywno-liberalne. I właściwie pierwszy rząd Marcinkiewicza, jakby się przyjrzeć, to był rząd konserwatywno-liberalny.
JB: Ale powiedzmy sobie szczerze, że obie partie w dużym stopniu zaczęły powoli odchodzić od takiego pryncypialnego podejścia do swoich zasad programowych. PiS na pewno odszedł najdalej w sferze gospodarczej. I PiS dzisiaj, w podejściu gospodarczym, jest w dużym stopniu partią centrolewicową, albo centrową. Również zaczęła odchodzić PO.
MN: A potwierdza Pan to, co powiedział Bartłomiej Biskup, politolog. Powiedział, że zarówno PO, jak i PiS prezentują socjalistyczne i interwenionistyczne podejście do państwa i gospodarki.
JB: Moim zdaniem jest to złe odczytanie świata po kryzysie. I jak gdyby wpisanie się w pewną retorykę, która cechowała prasę i media mainstreamowe w świecie zachodnim. Obwiniały one o kryzys, neoliberalizm i taki czysto wolnorynkowy kurs, co było absolutnie wadliwym odczytaniem. I większość ekspertów dzisiaj, już na spokojnie oceniając tę sytuacje, ma pełną świadomość, że to, co zadecydowało o kryzysie, to właśnie interwencjonizm państwowy. Szczególnie na rynku amerykańskim, szczególnie na rynku nieruchomości. Oraz patologie wypaczenia tego systemu w kilku krajach, w których doszło do pęknięcia bańki nieruchomościowej. Przypominam, że ta bańka nieruchomościowa pękła głównie z powodów interwencjonistycznych, czyli nadmiernego wspierania pewnego typu inwestycji.
MN: To pewnie długa ekonomiczna, akademicka dyskusja by nas czekała. Wie Pan co, są takie badania Millward Brown, które mówią, ze 72 procent Polaków nie poparłoby partii Gowina, ale 14 poparłoby.
JB: Jest to rewelacyjny wynik. Przy czym, Pan nie pozwolił mi skończyć. O ile istnieje ewidentni elektorat, który ma zapotrzebowanie na tego typu partię polityczną, to zbudowanie takiej formacji wymaga również gigantycznego wysiłku organizacyjnego, czyli takiej pracy organicznej. I pomimo faktu, iż bardzo lubię wszystkich trzech kolegów, to w tym gronie nie dostrzegam takiej osoby, która miałaby motorek pozwalający na to, żeby taką formację zbudować. To jest zupełnie inny typ pracy. Oni od strony politycznej, ideowej, jako politycy, którzy mogą sprawować rozmaite funkcje państwowe są, moim zdaniem, znakomici. O tyle od strony organizacyjnej, ja nie wróże tej inicjatywie sukcesu. Co nie zmienia faktu, że gdyby ona powstała i gdyby taki sukces odniosła, to z mojego punktu widzenia, byłaby obok PSL, absolutnie optymalnym kandydatem na partnera koalicyjnego dla PO. I na pewno mogłaby wzbogacić polską scenę polityczną w roku 2015.
MN: A Pana zdaniem, nie jest właśnie tak, że odejście Gowina i dużej części konserwatystów, chociaż na razie się na to nie zanosi, otwiera drogę premierowi do sojuszu z SLD po wyborach w 2015 roku?
JB: W tej kadencji nie widzę żadnej tego typu szansy, a po wyborach w 2015, w sensie ideowym, nie ma dzisiaj takiej większości w PO, która by się z taką koalicją zgadzała. Bardzo wielu polityków, również nie tych, którzy popierali Jarosława Gowina, którzy przeciwko takiej koalicji by się opowiadali. Natomiast to, co będzie po roku 2015… Ja bym dzisiaj nie antycypował tak bardzo, dlatego że to czego się najbardziej boję dzisiaj ja, to jest to, że ten parlament będzie parlamentem bardzo rozdrobnionym. I będzie parlamentem, w którym nie da się sformułować klarownej, ideowo określonej koalicji.
MN: Premier powiedział, że jeśli utraciłby większość, to mamy raczej przyspieszone wybory, więc to nie będzie tak odległa perspektywa.
JB: Ale myślę, że Platforma nie utraci tak szybko większości w tej kadencji. I myślę, że nikt nie poparłby na dziś rozwiązania parlamentu. A też nie możemy ukrywać i tutaj akurat nie będę ukrywał, że pomimo krytycznego stosunku do bardzo wielu rzeczy, które się działy w Platformie w ostatnim okresie, również programowych, Platforma jest partią na trudne czasy, dziś dla Polski najlepszą. I tu zgadzam się z Grzegorzem Schetyną, że premier Tusk pomimo rozmaitych mankamentów, w tym bardzo trudnym okresie był dobrym premierem.
MN: Czyli Pana zdaniem, premier ma motorek, inaczej niż Gowin i Wipler. A w tych samych badaniach, w tej samej pracowni Millward Brown najlepszym premierem według Polaków byłby Jarosław Kaczyński – 18 procent, a Donald Tusk ma poparcie tylko 13 procent, tyle samo, co Jerzy Buzek, dawno nieobecny w polskiej polityce.
JB: O właśnie. A 4 miejsce?
MN: A 4 jest Miller i tuż za nim Gowin.
JB: Myślę, ze gdyby Pan zsumował Tuska, Buzka i Gowina, to również widzi pan elektorat prawie 40 procent Polaków umiarkowanych. Ja myślę, że błędy Donalda Tuska,jako przywódcy PO, w ostatnim czasie polegały również na braku umiejętności wykorzystania wszystkich możliwości, które w Platformie drzemią. Platforma jest formacją, która zrzesza tysiące bardzo sprawnych działaczy w samorządach i w polityce krajowej, ale również kilkunastu fantastycznych liderów, którzy sumarycznie decydowali o sile partii. To, co na pewno nie pomogło partii w ostatnim czasie, to pewne ogniskowanie kierownictwa wokół wyłącznie premiera.
MN: Grzegorz Schetyna na przykład dzisiaj, w wywiadzie mówi o tzw. pompowaniu kół we Wrocławiu i w Krakowie. Kół Platformy, po to żeby mieć swoich delegatów na zjazd. W Gdańsku też się Pan z czymś takim spotkał?
JB: I tutaj to jest bardzo ciekawa informacja, bo też pokazuje, jak Platforma jest zróżnicowana na poziomie kraju. My mamy już dzisiaj dane dotyczące choćby frekwencji w tych wyborach na przewodniczącego i różnice pomiędzy poszczególnymi regionami są kolosalne. I lepiej, tradycyjnie, wypadło w tych wyborach Pomorze. Na Pomorzu głosowało ponad 70 procent członków Platformy. To by też wskazywało na to, że Pomorze jest najmniej napompowane. Bo przecież nie wszyscy, którzy nie głosowali, to były fikcyjne, martwe dusze. Wiele osób nie głosowało z uwagi, że nie chciało głosować ani na Donalda Tuska, ani na Jarosława Gowina. Ponad 70 procent to jest rewelacyjny wynik.
MN: A poparcie dla Gowina. Jakie było?
JB: Tego akurat nie jesteśmy w stanie stwierdzić, dlatego że ta ocena była na podstawie stempli pocztowych. Zakładamy, że w internecie głosowano mniej więcej podobnie jak listownie. I na podstawie stempli pocztowych oceniano frekwencje w regionach. Nikt nie badał głosów. Natomiast, są takie regiony w Polsce, gdzie ta frekwencja wynosiła poniżej 30 procent. I tutaj widać tą gigantyczną różnicę. Oczywiście, te województwa, które są najbardziej napompowane, miały też najniższą frekwencję.
MN: Czyli Wrocław, Kraków, Małopolska i Dolny Śląsk. Jeszcze jedna smutna informacja z tego sondażu, o którym mówiłem już dzisiaj, informacja dla premiera. 59 procent ankietowanych popiera protesty związkowców w Warszawie, które się dzisiaj zaczynają.
JB: To jest naturalna sytuacja w czasie kryzysu. Protesty związkowców mają charakter bardzo roszczeniowy.
MN: Powiedział Pan kryzys? Bo premier powiedział, że nie ma kryzysu.
JB: Trudno, żeby premier mówił o kryzysie. Ja mam na myśli to, że wzrost gospodarczy na szczęście Polski, wciąż jest. Nie pozwala to jednak na to, żeby Polacy odczuwali poprawę swojego bytu, bo tę poprawę jesteśmy w stanie odczuwać przy wzroście powyżej 3 procent. A my taki wzrost jesteśmy w stanie prawdopodobnie osiągnąć w ciągu 2 lat, w tej sytuacji, która teraz jest. Co nie zmienia faktu, że jak spojrzymy na Europę, to ta ekipa, która rządzi w Polsce dzisiaj rządzi relatywnie najlepiej, poza paroma krajami północnej Europy, które historycznie dowodziły tego, że są doskonale zorganizowane. Ale patrząc na średnią unijną, Polska jest dzisiaj rządzona najlepiej.
MN: Na koniec wróćmy na poziom samorządu. Mazowsze zbuntowało się przeciwko „janosikowemu”. Nie chce go zapłacić, bo mówi, że musi inne zobowiązania zrealizować. Czy „janosikowe” doskwiera też tutaj, na Pomorzu i czy to jest złe rozwiązanie?
JB: Nam nie doskwiera, bo my jesteśmy beneficjentem, aczkolwiek jednym z najmniejszych. Pomorze uzyskuje ok. 28 mln złotych z tytułu „janosikowego”. To jest mniej, niż 5 procent naszego budżetu. Są takie województwa, które bez „janosikowego” nie byłyby w stanie funkcjonować. Natomiast, ja nie ukrywam, ze współczuję kolegą na Mazowszu, ponieważ to jest z natury niezdrowa konstrukcja, która opiera się o dane sprzed kilku lat.
MN: Czyli trzeba zmienić „janosikowe”?
JB: Na pewno trzeba zmienić „janosikowe”, ponieważ nie może funkcjonować tego typu mechanizm finansowy, który nie uwzględnia bieżącej, aktualnej sytuacji finansowej. Dodam, że w międzyczasie nastąpiły rewolucje finansów publicznych naszego kolegi ministra finansów publicznych Rostowskiego, który szalenie utrudnił samorządom finansowanie. I Mazowsze nie jest dzisiaj w stanie realizować żadnego programu finansowego.
MN: Dziękuję za rozmowę.
JB: Bardzo dziękuję.