Szkolne stołówki gotują za tłusto, a prawie 90 procent szkolnych jadłospisów jest źle układanych, alarmują eksperci żywieniowi. Co piąte dziecko jest w Polsce otyłe. Dzieciom podaje się w stołówkach posiłki takie, które lubią. Jest więc np. spagetti, czy naleśniki ze słodkim serem polane słodką śmietaną. – To nie są rzeczy niesmaczne, ale niekoniecznie zdrowe, mówi Barbara Lewicka-Kłoszewska, organizatorka konferencji o odżywianiu w szkołach, która odbyła się w Olsztynie.
Dodała, że często tak karmione dzieci na przerwach kupują jeszcze w szkolnym sklepiku chipsy i czekoladowe batony.
Eksperci podkreślali, że to wyłącznie od dyrektora szkoły zależy, co dzieci jedzą oraz co kupują w szkolnych sklepikach. Zamiast chipsów i lizaków można sprzedawać w nich owoce, czy kanapki zrobione na razowym chlebie, mówili dietetycy.
Zdaniem ekspertów od żywienia dyrektor szkoły może narzucić swojemu personelowi, w jaki sposób ma przygotowywać dania w stołówce. – Można zamiast niezdrowych poprawiaczy smaku używać ziół, a zamiast smażyć kotlety po prostu je upiec.
Pedagodzy uważają z kolei, że jeśli dziecko w szkolnym sklepiku nie kupi chipsów, to zrobi to rodzic i włoży do tornistra. Uważają też, że jeśli posiłki w szkole nie będą dzieciom smakować, to nie będą ich jeść a w konsekwencji będą się zajadać chipsami. Ich zdaniem potrzebna jest szeroka kampania informacyjna dotycząca żywienia nie tylko dzieci, ale i dorosłych.