– Pan prezydent Bojanowski uważa, że na meczach Lechii jest bezpiecznie, ja uważam, że nie jest. W dalszym ciągu jestem przeciwnikiem wnoszenia materiałów pirotechnicznych na stadiony, ale uważam też, że warto w tej kwestii rozmawiać. Materiały na stadionie mógłby odpalać organizator, zakaz obowiązywałby kibiców, powiedział w Radiu Gdańsk wojewoda pomorski Ryszard Stachurski.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie wojewodo, witam.
Ryszard Stachurski: Dzień dobry.
AM: Ile zmian świateł stał Pan na Słowackiego?
RS: 45 minut.
AM: Ile to tak właściwie?
RS: Nie liczyłem, nie widziałem świateł.
AM: A wcześniej gdzieś się blokowało?
RS: Wszędzie się dzisiaj blokuje.
AM: Dzisiaj jest jakiś taki specjalny dzień? Bo Pan codziennie pokonuje tę trasę.
RS: Zaczyna padać deszcz, ludzie wyjeżdżają, chyba przestają korzystać z komunikacji miejskiej i stąd większy ruch, większe korki.
AM: A tak jak Pan jedzie od siebie z domu, to marzy się Panu Obwodnica Północna Aglomeracji Trójmiejskiej czy nie?
RS: Ona niewiele by rozwiązała. Ale rzeczywiście miasto musi się zdecydować, czy będzie chciało budować tę obwodnicę, czy nie.
AM: A nie państwo?
RS: Gdańsk, miasto budowało wszystkie drogi wewnątrz miasta. Gdynia mogłaby też coś zbudować.
AM: Pytam w kontekście Kościerzyny. Ostatnio usłyszeliśmy taką wiadomość, że będą pieniądze na obwodnicę Kościerzyny. I pomyślałam sobie czy obwodnica Kościerzyny jest ważniejsza niż OPAT.
RS: Obwodnica Kościerzyny jest drogą krajową.
AM: Ale czy jest ważniejsza? Z drogi wojewódzkiej zawsze można zrobić krajową i odwrotnie. Już takie mieliśmy historie.
RS: To nie jest takie proste.
AM: Ale już tak było np. w Kwidzynie.
RS: Dla tego województwa i całego regionu jest zdecydowanie ważniejsza niż OPAT. Nie mam żadnych wątpliwości.
AM: To porozmawiajmy o Pańskim ulubionym temacie, czyli o piłce nożnej, właściwie walce z bandytyzmem, wandalizmem na stadionach. Teraz usłyszałam, że Pan zlecił jakąś analizę, że można jednak jakoś legalnie robić te tzw. oprawy meczowe. Wcześniej był Pan dosyć zdeterminowany w walce z racami, sektorówkami itd. Pomyślałam sobie, czy to jest jakiś Pański gest wspaniałomyślności, czy jednak się Pan ugiął.
RS: Ani gest wspaniałomyślności, ani się nie ugiąłem. Jeżeli chodzi o zakaz wnoszenia materiałów pirotechnicznych przez kibiców na imprezy masowe, nic się nie zmieniło. Z tym walczyłem i walczę. Dotychczas byli karani zarówno kibice, jak i organizatorzy w postaci zamykania trybun lub niekiedy w Polsce zamykania stadionów. Dzisiaj miasto poinformowało mnie, że z ich analiz prawnych ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych wynika, że w sposób zgodny z prawem organizator mógłby stosować oprawę pirotechniczną w trakcie imprezy masowej.
AM: Pan tego nie wiedział? Przecież to było wiadome. Podobno Lechia, tak twierdził jej prezes, występowała w tej sprawie, tylko za każdym razem dostawała odmowę.
RS: Nie. A do kogo występowała? Do prezydenta miasta? Bo to prezydent miasta wydaje pozwolenie.
AM: Nie wiem formalnie do kogo, ale z mojej rozmowy wynikało, że oni próbowali i była odmowa.
RS: Może próbowali z miastem, ale to proszę pytać miasta. Ja nie wydaję zgody na organizację imprezy masowej, tylko prezydent miasta. Ja tylko potem pilnuję, żeby impreza przebiegała w sposób zgodny z prawem.
AM: A co się potem takiego zdarzyło, że Pan jednak trochę zmienił zdanie?
RS: Pan prezydent Bojanowski na posiedzeniu zespołu interdyscyplinarnego złożył propozycję analizy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Zdaniem pana prezydenta Bojanowskiego te zakazy z artykułu 8 nie dotyczą organizatora. W związku z tym, że mamy taką propozycję, zleciłem przeprowadzenie takich ekspertyz prawnych zarówno przez policję, straż pożarną, miasto.
AM: Policja ze strażą są dosyć sceptyczne, prawda?
RS: Bardziej policja. Jest rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji jeszcze z 2009 roku, które mówi o tym, że może się odbywać impreza masowa z użyciem materiałów pirotechnicznych, ale warunkiem odbycia takiej imprezy jest złożenie projektu takiego pokazu pirotechnicznego do zatwierdzenia przez straż pożarną. Zresztą na imprezach masowych innych niż mecze piłki nożnej materiały pirotechniczne są stosowane. Stąd propozycja pana prezydenta Bojanowskiego.
AM: Ale pan prezydent Bojanowski uważa, że na stadionie PGE Arena jest spokojnie, nic się nie dzieje. Mam takie wrażenie, że on nie zauważył tego co Pan zauważył np. odpalania rac. Przecież to Pan zamykał tę trybunę.
RS: I nadal będę to robił, jeżeli kibice będą odpalać.
AM: A władze Gdańska tego nie widzą? Jakby widziały co innego. Nie ma Pan takiego wrażenia?
RS: Pan prezydent twierdzi, że na stadionie Lechii jest bezpiecznie.
AM: A Pan też tak twierdzi?
RS: Nie, ja tak nie twierdzę.
AM: To jak wy się macie spotkać?
RS: Ale lepiej rozmawiać, niż nie rozmawiać. Ja jestem zdecydowanym przeciwnikiem stosowania materiałów pirotechnicznych na stadionie. I jako urzędnik, i jako kibic. Idę na mecz po to, żeby obejrzeć widowisko sportowe.
AM: Pan teraz czeka na ekspertyzy prawne? Liczy Pan na to, że one potwierdzą Pańską rację czy wniosek prezydenta Bojanowskiego?
RS: Nie chce od razu z góry stawiać jakiejś tezy. Po to sporządzamy cztery niezależne od siebie ekspertyzy.
AM: A jak będą cztery inne?
RS: To też jest możliwe. Jak Pani wie, z prawnikami to jest bardzo prawdopodobne, że będą cztery różne opinie. Ale zobaczymy gdzie będziemy. Nawet jeżeli okaże się, że jest jakieś pole manewru, to potem Polski Związek Piłki Nożnej i Ekstraklasy SA musi jeszcze wyrazić na to zgodę. Żeby nie było tak, że z jednej strony prezydent Gdańska dopuszcza organizację imprezy masowej z użyciem materiałów pirotechnicznych, wojewoda uznaje, że to jest zgodne z prawem, a Ekstraklasa ukaże klub za to, że zastosował materiały pirotechniczne. Bo tutaj UEFA dość twardo stoi. Ostatnio ukarała Legię Warszawa zamknięciem stadionu na cały mecz z Apollonem.
AM: A u nas za te race były jakieś skutki, konsekwencje? Nie zauważyłam.
RS: Są. Oni nakładają kary, ale bardzo niskie. Ekstraklasa za użycie materiałów pirotechnicznych nakłada kary w wysokości dwóch, trzech, pięciu tysięcy złotych. To jest żart.
AM: Mogłabym trochę złośliwie powiedzieć, że Pan tak lubi zlecać te analizy. Bo jak ostatnio rozmawialiśmy, to mówił Pan, że zleca Pan analizy prawne w jaki sposób ukarać kluby za ewentualne wybryki. Jaki jest tego skutek?
RS: Będę karał. Surowiej niż dotychczas. To organizator odpowiada za to, żeby kibice nie wnieśli na stadion niedozwolonych materiałów pirotechnicznych. To jest zakaz dotyczący kibiców. Uczestnik nie może wnosić i używać. Jeżeli organizator nie wywiązuje się ze swojego obowiązku, przymyka oko, wraz ze swoimi służbami porządkowymi widzą, że na trybunie ktoś odpala i nie reaguje, to będę karał organizatora. A więc to są dwie różne sprawy. Z jednej strony rozmawiamy, że kibic nie może, bo to jest zbyt wielkie zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Natomiast analizujemy, czy może to zrobić organizator.
AM: Myślałam, że Pan się jednak ugiął. Ale z tego co Pan mówi, to Pan się jakoś nie ugina. Ale Pan będzie wysyłał swoich ludzi z kamerą na stadion?
RS: Wysyłam.
AM: To nie policja.
RS: Policja oczywiście też jest na stanowisku dowodzenia. Ale na meczach, na których uznaje, że powinni być moi przedstawiciele, to po prostu są, obserwują, fotografują i przedstawiają mi dokumentację.
AM: A jakaś chociaż próba współpracy z klubami sportowymi? Czy nic tutaj się nie zmienia z Pana punktu widzenia?
RS: Chcę się teraz spotkać także ze stowarzyszeniami kibiców. Chcę też z nimi rozmawiać, żeby ich poinformować, żeby wiedzieli, że będę miał w zastosowaniu nie tylko te sankcje karne, które dotychczas stosowałem, ale także te, o których przed chwilą rozmawialiśmy.
AM: Pana zdaniem wyciągnięto należyte wnioski z tego co się zdarzyło w Gdyni? Mówię o tej bójce kibiców Ruchu Chorzów z Meksykanami.
RS: Moim zdaniem jeszcze nie. Z jednej strony oczywiście zrobiono to, co najłatwiejsze, czyli ukarano dowódcę akcji, prowadzi się postępowanie dyscyplinarne przeciwko kolejnym, w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych powołano zespół, który jeszcze w tym tygodniu ma przestawić efekty swoich działań.
AM: Pewnie zlecą też jakieś analizy.
RS: Może zlecą. Ja wiem tylko tyle, że popełniono błędy od wyjazdu kibiców z Katowic do ich przyjazdu do Gdyni i incydentu na plaży.
AM: Jak znam życie, to będzie kolejna historia, która się rozejdzie po kościach, trochę się rozmyje. Miną dwa, trzy miesiące, potem będziemy mieli jakieś inne zdarzenia, nie daj Boże gorsze i jakoś tak się wszystko rozejdzie.
RS: Nie sądzę. Myślę, że sytuacja dojrzała do tego, że wszyscy wojewodowie są zdeterminowani do tego, aby współpracując z miastami, organizatorami, klubami zrobić porządek na stadionach.
AM: A nie zrzucać odpowiedzialność, że to nie ja, to prezydent, to policja?
RS: Jak pani widzi, nie zrzucam odpowiedzialności. Biorę to na siebie i będę konsekwentnie walczył z bandytyzmem stadionowym.
AM: Chciałabym Pana zapytać jeszcze o żwirownię w Ełganowie. Bo niby zaczyna się jakieś postępowanie, którego skutkiem może być cofnięcie im prawa do czerpania tych kopalin. Nie ma Pan takiego wrażenia, że trochę się certoli między właścicielami tej żwirowni?
RS: Oczywiście, że mam takie wrażenie. Więcej, uważam, że instytucje państwa nie stoją tutaj na wysokości zadania.
AM: Ale kto?
RS: Ustawy dzielą kompetencje między wójta, starostę, marszałka i różne inne podmioty, które mogą korzystać z tych zasobów. I kiedy przychodzi do podejmowania decyzji, to wszyscy…
AM: To takie typowo urzędnicze.
RS: W związku z tym wchodzi kontrola, stwierdza, że jest źle i karze. To jest procedura odwołania. Ale kiedy w końcu zawiadomiłem prokuraturę, to prokuratura uznała, że nie ma naruszeń prawa. To znaczy, że wójt, RDOŚ i starosta działają prawidłowo. A gdyby działali prawidłowo, to by nie było tych materiałów.
AM: To kto działa nieprawidłowo? Prokuratura nie widzi problemu.
RS: Czekam na postanowienie prokuratury, bo jak dotychczas dowiedziałem się o tym tylko z mediów. Więc jak bedę miał postanowienie, to postanowię co dalej robić.
AM: Jedzie Pan sobie dzisiaj posiedzieć w Pendolino?
RS: Nie.
AM: Jest szansa zobaczyć, posiedzieć. Ono jeszcze tak szybko nie pojedzie.
RS: Pendolino widziałem. Pojedzie szybciej, niż myślimy.
AM: Koniec 2014 roku. To jeszcze trochę.
RS: Mam w urzędzie co robić.
AM: Dziękuję bardzo.
RS: Dziękuję.