Sądy w Miastku i Bytowie bez procesów. Sędziowie odmawiają orzekania w związku z uchwałą Sądu Najwyższego. Uznał on, że sędziowie ze zlikwidowanych z końcem ubiegłego roku sądów rejonowych zostali wadliwie przeniesieni do nowych miejsc pracy, bo ich angaże podpisał nie minister a wiceminister. Tym samym nie mogą prowadzić procesów i wydawać wyroków.
Budynki są otwarte, można składać pozwy czy wnosić opłaty. Sędziwie z Miastka i Bytowa nie przesłuchują świadków i nie proszą o opinie biegłych. Jeśli na salę sądową stawiają się strony procesów to sędziwie bez togi i łańcucha informują, że sprawa się nie odbędzie, a nowy termin zostanie wyznaczony z urzędu.
Nie wiadomo jak długo potrwa ten sądowy paraliż. Sędziwie powołują się na uchwałę Sądu Najwyższego, ten stwierdził, że decyzje o przeniesieniu sędziego musi podpisać minister sprawiedliwości. W wielu przypadkach, w tym sędziów z Bytowa i Miastka zrobił to wiceminister co jest niezgodne z prawem. Tym samym sędziwie są jakby bez przydziału, bo ich poprzedniego miejsca pracy nie ma. Sądy rejonowe w Bytowie i Miastku zostały z pierwszym stycznia tego roku zlikwidowane i jednocześnie włączone w struktury sądów w Słupsku i Lęborku. Podobna sytuacja jest w 16 sądach rejonowych w kraju.
Trwa prawny chaos, bo nie wiadomo co robić z wnioskami o tymczasowe aresztowania czy zażaleniami. Kto ma je rozpatrywać i na jakiej podstawie. Nie wiadomo też czy zamieszanie z podpisem wiceministra nie spowoduje, że wszystkie tegoroczne sprawy z Bytowa i Miastka trzeba będzie powtarzać. To kilka tysięcy spraw karnych i cywilnych.