Niespełniony piłkarz i niezły tenisista stołowy. Członek Zarządu Lechii Gdańsk i prezes Polskiego Związku Tenisa Stołowego. Na finiszu życia doczesnego urzędnik w Kancelarii Prezydenta RP. Mąż Małgosi, ojciec Kasi i Kuby.
Dzień był mroźny jak na styczeń przystało, ale bez przesady. Panowie byli już po pracy. Różnie : w ministerstwie , kancelarii Prezydenta, wyższej uczelni, czy innej firmie. Jak zwykle spotkali się, żeby towarzysko pokopać piłkę. Tego meczu dla zdrowia nie przeżył Andrzej Kawa. Zawiodło serce, choć biło w piersi młodego jeszcze – zaledwie 46-letniego wysportowanego mężczyzny.Serce było dla Andrzeja nie tylko organem napędzającym życie. Było przede wszystkim źródłem jego sensu. To w nim tkwiła miłość do najbliższych – żony, córki i syna, do sportu – piłki nożnej i tenisa w obu wersjach – stołowej i ziemnej, pasja do działania – czy to w zarządzie Lechii Gdańsk, Polskim Związku Tenisa Stołowego, czy jak ostatnio w Kancelarii Prezydenta RP.
Odejście Andrzeja jest tym bardziej bolesne, że w życiu bardzo potrzebne są przykłady i wzorce. I jego w tym szlachetnym wymiarze bardzo będzie brakować.
Odszedł jako człowiek sukcesu m.in słowa syna Jakuba, który nad grobem mówił o tym, że dzięki tacie tak naprawdę jest tym, kim jest . To bardzo trudne, gdy mimo uciążliwości codzienności, zmęczenia, znużenia, pokoleniowej różnicy poglądów słyszymy: „Tato – miałeś rację” Andrzej już tego nie usłyszał, a pewnie miałby jeszcze tyle do powiedzenia i zrobienia. Jesteśmy mu winni pamięć równa mistrzom, medalistom i rekordzistom…