Mianem szalonych i nierealnych oceniają pomysł unijnego zakazu sprzedaży samochodów spalinowych politycy Solidarnej Polski. Chodzi o przepisy, w myśl których rejestracja takich aut po 2035 roku miałaby być niemożliwa.
– Przeciętne samochody to nie są bentleye i ferrari. Polacy żyją na co dzień i tak krawiec kraje, jak materiału staje. Mamy pojazdy spalinowe i jeśli ktoś sądzi, że normalnego człowieka będzie stać na samochód elektryczny po 2035 roku, to jest w błędzie – ocenił poseł Solidarnej Polski Tadeusz Cymański. – Przeraża nas sposób, metody, forma i tempo wprowadzania tych zmian – dodał.
Ogromnym problemem, zdaniem parlamentarzysty, będzie także infrastruktura do ładowania, zwłaszcza w zabudowie wielorodzinnej.
– Do tego wymiana żyjącej średnio osiem lat baterii auta elektrycznego jest nieopłacalna – wtórował Aleksander Jankowski, wicewojewoda pomorski – To nie tylko koszt dla obywatela, ale też koszt produkcyjny materiałów, półprzewodników i technologii – dodał.
PRZYKŁAD Z NIEMIEC
Politycy przytoczyli także przykład niemieckiego ministra transportu Volkera Wissinga, który wycofał gotowość wdrożenia dla zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych. Partia FDP chce. by w przepisach znalazł się wyjątek dotyczący paliw syntetycznych.
Dodajmy, że w Polsce zarejestrowanych jest 67 tysięcy elektryków. Wszystkich poruszających się po drogach aut jest około 20 milionów.
Sebastian Kwiatkowski/aKa