Kiedyś panowie toczyli biznesowy spór o piłkarski klub Śląsk Wrocław i telewizyjny kanał TV 4. Dziś Zygmunta Solorza w piłce już nie ma, a Andrzej Kuchar poczuł się znieważony przez gdańskich kibiców i Lechia zaczyna go męczyć.
Kuchar jest twardy w biznesie i sentymentalny w sporcie. Kiedyś był nawet trenerem reprezentacji Polski koszykarzy, a teraz wiernym kibicem swego syna – czołowego polskiego kierowcy rajdowego – Tomasza. Jest jeszcze żona, partnerka w biznesie, kobieta bez kibicowskich sentymentów.
O swym ewentualnym odejściu z Lechii Kuchar nie chce rozmawiać. Zatelefonował jedynie do swojego dobrego znajomego z czasów sportowej aktywności – Kazimierza Wierzbickiego. Być może stąd wzięły się plotki o przejęciu Lechii przez właściciela Trefla. Moim zdaniem Kuchar po odzyskaniu od Lechii długu sięgającego ponad 11 milionów złotych, zainwestuje pieniądze w Śląsk, gdzie ma już swojego prezesa – Pawła Żelema.
Świadomie użyłem epitetu ” ewentualnym”, bowiem istnieje możliwość, że Lechia pozostaje w grze.
W grudniu odbędzie się walne zgromadzenie udziałowców spółki. Jeszcze przed tygodniem Kuchar sugerował możliwość konwersji długów na akcje i przejęcie pełni władzy nad Lechią. Przez kilka dni był w Gdańsku, doglądał piłkarzy trenujących przy Traugutta.
Nic nie wskazywało, że zamierza zbyć swoje akcje. Z drugiej strony, co to za transakcja – męża z żoną, gdy majątek jest wspólny.
Akcje Kuchara przejęło Wrocławskie Centrum Finansowe, którego właścicielem jest jego żona Ewa Andreasik-Kuchar.
„Bez względu na opinię mojego męża Andrzeja, podjęłam decyzję o uruchomieniu procedury mającej na celu zakończenie współpracy” – czytamy w wydanym oświadczeniu.
Czyżby państwo Kucharowie pokłócili się o Lechię ?
Nie sądzę. Pokłócić to się mogli o to, że męża cały czas nie ma w domu…Tym bardziej, że trudno mówić o emocjonalnym przywiązaniu obojga do „biało-zielonego” projektu. To miał być interes w oparciu o wchodzącą na rynek PGE Arenę i współpracę ze Sportfive. Interes nie wyszedł – loże się nie sprzedały, firma Andrzeja Placzyńskiego ani obiektu, ani klubu nie zdołała wprowadzić na salony. Interes nie wyszedł.
Andrzej Kuchar także nie wywiązał się ze zobowiązań. Nie wspierał klubu kwotą 5 mln zł rocznie, budżet nie dotarł do wielkości 70 mln.
Kontrowersje budziły pożyczki udzielane Lechii. Uzbierało się ponad 11 mln, zbliżają się terminy spłaty.
Otwarty konflikt kibiców trwa niemal od początku. Kolejną kulminację mieliśmy podczas meczu z Ruchem, kiedy to fani zrzeszeni w stowarzyszeniu „Lwy Północy” użyli określenia „oszust”.
To wiem na pewno – Kuchar jest bardzo wrażliwy na tzw. opinię publiczną i mógł po prostu się obrazić. Dowodem – zerwanie współpracy i prawdopodobne odejście Kuchara z Lechii.
Kibice nie wierzą Kucharowi. Uważają, że oświadczenie wydane przez jego małżonkę to element gry przed walnym zgromadzeniem.
Moim zdaniem Andrzej Kuchar chce jednak zakończyć gdański etap swej aktywności biznesowej. Trudno mówić o odzyskaniu zainwestowanych środków, bo tak naprawdę inwestycji nie było. Można mówić raczej o zarobku. Jakieś 10 milionów na czysto, to kwota, myślę, satysfakcjonująca. Szkoda Rosjan Szwajcarów i Niemców, którzy swego czasu pytali o Lechię. Miasto po występie kibiców podczas żałoby po śmierci Tadeusza Mazowieckiego tym bardziej nie przejmie klubu.
Biało-zielona przyszłość nie jawi się w różowych kolorach. 12 miejsce w tabeli i tyleż milionów do oddania być może jeszcze do końca roku, to są naprawdę poważne wyzwania i zagrożenia .
Będziemy o nich rozmawiać w sobotnim Radio Gdańsk Z boisk i stadionów. W „biało-zielonej” debacie wezmą udział m.in mniejszościowi udziałowcy Lechia S.A