W nadchodzący weekend czeka nas kolejna zmiana czasu. Czy w obecnych czasach to wciąż ma sens? Czy argumenty, że rzekomo jest to korzystne dla gospodarki, potwierdzają się, czy może lepiej byłoby zrezygnować z przestawiania zegarków dwa razy do roku? Między innymi na te tematy Iwona Wysocka w audycji „Ludzie i Pieniądze” rozmawiała z Andrzejem Chmieleckim, prezesem Virtus, etykiem biznesu oraz Adamem Protasiukiem, wiceprezesem Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza.
– W nocy z soboty na niedzielę czeka nas zmiana czasu z zimowego na letni, przez co pośpimy godzinę krócej. W niedzielę nad ranem wskazówki zegara przesuniemy z godz. 2:00 na 3:00. W całej Unii Europejskiej na czas letni przechodzi się w ostatnią niedzielę marca. Jakie są argumenty za zmianą czasu, a jakie przeciw zmianie czasu? – pytała swoich gości Iwona Wysocka.
– Podstawowym argumentem powinien być ten zdrowotny. Jako ludzkość genetycznie jesteśmy tak ukształtowani, że budzimy się – i tak powinniśmy się budzić – „ze śpiewem skowronka”. Kiedyś zegarków i nie było i jedynym była natura. I to powinien być taki naturalny wyznacznik. Bo próby argumentowania, że chodzi tu o oszczędności ekonomiczne, rzekomo wynikające z przestawiania zegarków, jakoś nie zdały egzaminu. A zatem natura i nasze zdrowie to jest ten wyznacznik, który powinien być podstawą do podejmowania decyzji w tym zakresie – wskazywał Adam Protasiuk.
– Z tym aspektem ekonomicznym to sprawa jest o tyle dyskusyjna, że zależy od stanu gospodarki. Jak się przeanalizuje, kiedy w Polsce mieliśmy wprowadzoną zmianę czasu, to było zaraz po II wojnie światowej, potem po kryzysie kubańskim, potem po reformach lat późno-siedemdziesiątych. Wówczas każda chwila, w której można było skorzystać bardziej ze światła dziennego i wydać mniej środków, a zwłaszcza przeznaczyć mniej energii na oświetlenie ulic i zakładów pracy, było na wagę złota. Alternatywą było wyłączanie czy ograniczanie dostaw energii dla zakładów. W tych momentach trudnych dla stanu gospodarki ten wymiar ekonomiczny ma sens. Natomiast zgadzam się z kolegą, że w cyklu naturalnym to byłoby to lepsze, nie byłoby tych wahnięć, a i sama gospodarka ma w związku ze zmianą czasu jakieś perturbacje: w szczególności w transporcie jest to widoczne i dokuczliwe, gdy pociąg musi stać na peronie i czekać na swoją kolej. Przypomnę, że w Unii Europejskiej też się przetoczyła w tej sprawie dyskusja i UE jako całość miała zdecydować, czy przechodzimy na ten czas letni, czy jednak nie. Wówczas kraje członkowskie się w tej sprawie nie porozumiały i nie widać w tej chwili jakiejś szansy na to, żeby tak się stało – przyznał Andrzej Chmielecki.
raf